To już chyba nie epidemia?! Pada kolejna, wznowiona po ćwierćwieczu sztuka Friedricha Durrenmatta. Po nieudanym come back "Romulusa Wielkiego", i teraz okazuje się, że i "Fizykom" brakuje oddechu. Publicystyczne przesłanie, które było kiedyś siłą, dziś ciąży, jak kula u nogi. Nie da się ukryć, że oglądane po latach sztuki Durrenmatta sprawiają wrażenie efektownej konfekcji, która szybko wyszła z mody. Inna rzecz, że teatr nie zrobił i nic, aby z "Fizyków" przyrządzić danie strawne. A wprost przeciwnie. Choć Mobius, Einstein i Newton sami zajadają się zupą z knedelkami z wątróbek i z wielkim upodobaniem smakują poulet a la broche, nam uroczyście serwują gniot z zakalcem. Właśnie - uroczyście. Ulubionym sposobem mówienia jest bowiem na scenie Teatru Małego celebrowana deklamacja. Deklamuje się więc o miłości, poświęceniu, szaleństwie, zbrodni itp. Nawet nonszalancja jest tu patetyczna, choć to rzecz wcale nie tak prosta do osiągnięcia. P
Źródło:
Materiał nadesłany
Kurier Polski, Nr 5