EN

18.10.2022, 09:04 Wersja do druku

Stół, za którym tak strach usiąść

„Kto chce być Żydem?” Marka Modzelewskiego w  reż. Jacka Braciaka w  Teatrze Powszechnym w Łodzi. Pisze Dariusz Pawłowski w „Dzienniku Łódzkim”.

fot. Maciej Zakrzewski / mat. teatru

Pierwszorzędny aktor Jacek Braciak zadebiutował jako reżyser na scenie Teatru Powszechnego w Łodzi, co już samo w sobie jest wydarzeniem. Sukces dopełnia fakt, iż świetnym spektaklem.

Można założyć, że wybór dokonany przez Jacka Braciaka z jego punktu widzenia należał do bezpiecznych. Bo oto sięgnął po autora, Marka Modzelewskiego, którego prywatnie doskonale zna i z którego sztukami miał do czynienia jako aktor. Nowy tekst dramaturga zaistniał też już na scenie - warszawskiego Teatru Współczesnego, w reżyserii Wojciecha Malajkata - było więc do czego się odnieść. A przede wszystkim to dramat, który nie oczekuje fajerwerków inscenizacyjnych, lecz precyzyjnego przekazania zawartych w nim treści, wyartykułowania psychologii postaci i świadomego, dopracowanego aktorstwa. Czyli codzienności zawodowego kunsztu Jacka Braciaka, aktora właśnie. Ta pozorna jednak przystępność wkraczania na sprawdzony teren niosła ze sobą wiele pułapek - chociażby przejścia po „wierzchu” tekstu i skoncentrowania się na czysto technicznych rozwiązaniach. A tego Jacek Braciak nie tylko uniknął, ale znalazł własny sposób na to, by podejmowany przez autora temat wzbogacić, wypełnić kipiącą od znaczeń teatralną formą oraz uwypuklić odrębność każdego z aktorów biorących udział w przedsięwzięciu.

„Kto chce być Żydem?” Marka Modzelewskiego to zapis rodzinnego spotkania o niespodziewanych konsekwencjach. Gospodarze celebrują mianowanie pani domu tytularnym profesorem oraz spierają się na temat jej nadzwyczaj intensywnego zainteresowania judaizmem. Za chwilę pojawią się brat pani profesor ze swoją nową partnerką poznaną podczas gali MMA oraz córka gospodarzy, która przyjechała ze Stanów Zjednoczonych z narzeczonym - sporo od niej starszym amerykańskim Żydem polskiego pochodzenia (jak sam się przedstawia). Trochę winka, trochę wódeczki, jakieś wspomnienia i niedopowiedzenia, a towarzyskie spotkanie przeobraża się w emocjonalne spustoszenie.

Inteligentna reżyseria Jacka Braciaka sprawiła, że z dużą dozą czułości i zrozumienia mogą wybrzmieć na scenie wszelkie stanowiska i postawy, a co najistotniejsze, nie zostaje nam narzucony gorset jedynego dopuszczalnego postrzegania rzeczywistości. Sam się, widzu, zmagaj z tym, co czujesz i myślisz, bo dopiero wtedy „staje się” teatr, który może oddziaływać i (nie bójmy się tego słowa) zmieniać, w odróżnieniu od scen, gdzie aktorzy jedynie „odczytują” powtarzany ze spektaklu na spektakl ten sam zestaw światopoglądowych haseł, przytaczany przez kolejnych realizatorów dla przekonanych oraz krewnych i znajomych królika. Twórca przedstawienia w „Powszechnym”, co dziś nieczęste, nikogo nie ocenia, ani tym bardziej nie osądza. Zawieszając od pierwszych sekwencji atmosferę niepokoju, swoistej grozy oblepiającej niewinne, zdawałoby się, zdania i zachowania prowadzi nas raczej ku przekonaniu, iż nikt nie jest czysty. Wypieranie faktów, następnie pokrywanie ich gruzem udawanej niepamięci, niepodparte autentyczną przemianą ekstatyczne przeistaczanie poczucia winy w obnoszenie się z admiracją tego, co postrzegano jako odmienne, to fasada, którą łatwo zburzyć i obnażyć zgniliznę. Z drugiej strony ten, który ma powody do zemsty, dokonując jej dla samej satysfakcji, w dodatku poprzez wykorzystanie czyichś szczerych uczuć, sam z ofiary staje się bezlitosnym katem, współorganizując się pośród oprawców. Stół, za którym zasiadają nie łączy. Co więcej, żadna ze stron tak naprawdę porozumienia osiągnąć nie chce, bo trwać w zwarciu jest łatwiej. Jacek Braciak celnie uniwersalizuje temat podjęty przez autora sztuki mieszcząc w nim wszelkie dręczące nas podziały. Dopóki uważamy, że są szczepy „lepsze” z założenia, współistnienia pozbawionego nienawiści nie będzie. Porażające przy tym jest to, iż wykształcenie i powodzenie, dające awans do tzw. inteligencji i klasy średniej, mające przecież czynić szlachetniejszymi, nie chroni przed kołtuństwem, hipokryzją i najzwyklejszą podłością. Przedstawiciele rozkochanej w sobie „elity” po rozum do głowy i otwartość do serca nie pójdą nawet wtedy, gdy najmniej zbrukaną postacią okaże się ta, której prostoty wyśmiewaniem „mądrzejsi” (także na widowni) tak uwielbiają się tym bardziej prostacko dowartościowywać.
Tomasz Kot opowiada nam o serialu "Wielka Woda" i debiucie swojej córki Blanki
Tomasz Kot opowiada nam o serialu "Wielka Woda" i debiucie swojej córki Blanki

Jacek Braciak reżyser, pilnując nieprzekraczania granic przesady, pozostawił zarazem aktorom dużą przestrzeń do wykorzystania, z czego ci błyskotliwie skorzystali. Świetni są tworząca najbardziej złożoną postać Beata Ziejka, fantastycznie dokładny w oddaniu każdego stanu swojego bohatera Marek Kasprzyk, perfekcyjnie wyniosły i ujmujący, na zimno wstrzymujący do ostatniej chwili wybuch celu swojej wizyty Adam Marjański. Mistrzowsko, wymownym minimalizmem przekazuje Monika Kępka gotujące się tuż pod skórą emocje targające córką gospodarzy spotkania. Porywającą energią, naturalnością i prawdą obdarza swoją rolę Diana Krupa, która musi być najbardziej w tym gronie czujną, by nie ulec zataczającym się ze śmiechu widzom, na rzecz tych, którym z każdą minutą śmiech będzie zastygał w gardle. Nową, bardziej drapieżną niż ta, do której się przyzwyczailiśmy aktorską twarz pokazuje Arkadiusz Wójcik.

Wszystko rozgrywa się w dobrze pomyślanej scenografii autorstwa Witka Stefaniaka, podkreślającej uzupełnianie przechodzących z pokolenia na pokolenie mieszkań o nowe elementy, nie zawsze do siebie przystające (można się tu nawet dopatrzeć łódzkich akcentów, chociażby w kaflowym piecu, jak z kamienic przy Piotrkowskiej). Nastrój wzmagają też trafnie dobrane fragmenty muzyczne.

Jacek Braciak wraz z aktorami Teatru Powszechnego swoim debiutem pozostawił nam ważne, mądre i zdolne wywoływać wielowarstwowe, odmienne interpretacje, „siedzące” w odbiorcy przedstawienie. Potrzebne. W chwili, gdy tak bezkrytycznie inteligencki etos rozmieniliśmy na drobne (choć wydaje nam się, że to kawał grosza) i unurzaliśmy w pogardzie. Gdzie o tym mówić jeszcze, jak nie w teatrze?

Tytuł oryginalny

Teatr Powszechny w Łodzi: Stół, za którym tak strach usiąść

Źródło:

„Dziennik Łódzki” online

Link do źródła

Autor:

Dariusz Pawłowski

Data publikacji oryginału:

17.10.2022