EN

9.02.2023, 15:45 Wersja do druku

Sto procent można osiągnąć wyłącznie na drodze przemocy

Polski teatr potrzebuje zmian w samym sposobie zarządzania. Chodzi o koszty ludzkie, o niewydajność, a w końcu – o jakość artystyczną spektakli - o krakowskiej „Orestei”, spektaklu dyplomowym na AST w Krakowie, z Michałem Zadarą rozmawia Milena Kuchnia.

fot. fot. Sylwia Matyja / mat. teatru

Dyplom AST Oresteia, który powstał pod twoim kierownictwem, jest ciekawy z dwóch powodów.  Po pierwsze, ze względu na treść i samodzielne tłumaczenie z greki. Po drugie, ze względu na nowatorską metodę pracy. Jak to się ze sobą łączy?

Nasza wersja tekstu jest nowa.  Bardzo teatralna i wierna oryginałowi Ajschylosa. Tłumaczyliśmy samodzielnie z greki, przy pomocy dosłownych tłumaczeń specjalistycznych.  Taki równocześnie wierny i nowy tekst pozwolił na stworzenie dynamicznego i współczesnego spektaklu, w którym — z tego co mówią osoby oglądające — nie ma ani jednego momentu archaicznego. Pracowaliśmy w systemie scrum, według zasad zarządzania zwinnego i to ma daleko idące konsekwencje. Nie sposób wyobrazić sobie taką Oresteię jako konsekwencję tradycyjnego procesu, w którym tłumaczka przed rozpoczęciem prób przedstawia tłumaczenie, a reżyser eksplikuje, jaka jest jego wizja. To, że nasz tekst jest tak bliski scenie i tak przylega do działań, jest wynikiem tego, że mieliśmy pełną wersję spektaklu zanim powstał tekst. W pierwszym tygodniu prób aktorzy opracowali wersję całej Orestei. Każda scena była potem tłumaczona na potrzeby teatru. Taka kolejność wynikała z założeń scrumowych. Więc z jednej strony dla widzów jest obojętne, jaka metoda była używana do pracy, ale z drugiej strony to ważne wiedzieć, że przewodniczką nie była wizja reżysera, a lektura tekstu Ajschylosa.

Wytłumaczmy więc dokładnie, czym jest scrum.

Scrum jest metodą zarządzania projektami, która wyróżnia się cyklicznością zadań.  Zamiast planowania wszystkich terminów, celów i zadań z góry, na cały projekt, planuje się je w jedno- czy dwutygodniowych “sprintach”. Czyli przez tydzień lub dwa zajmujemy się konkretnie zdefiniowanymi zadaniami, a nie całością. Na koniec każdego sprintu te wyznaczone zadania są gotowe, a cały zespół uzgadnia cele na kolejny tydzień.  Dodatkowo, scrum jest procesem, który stymuluje wprowadzanie ulepszeń współpracy z tygodnia na tydzień. Czyli co tydzień mamy ulepszenie produktu i wszystkim pracuje się coraz lepiej. 

Czy tego typu współczesne systemy pracy sprawdzają się w teatrze?

Ja bym raczej powiedział, że teatr, nie korzystając ze współczesnych systemów pracy w zespole, skazuje się na przemoc i marnotrawienie środków.  Tradycyjny polski teatr (ale też sztuka w ogóle) jest oparty na silnej wizji artystki, reżyserki czy reżysera, która ma pociągnąć za sobą cały zespół. Takie podejście zakłada charyzmatycznego lidera, który ma zainspirować całą resztę, ale jego kompetencje są rzadko weryfikowane.  Czy oprócz wizji artystycznej posiadają twarde i miękkie kompetencje do zarządzania dużym zespołem?  Brak takiej weryfikacji ma swoje konsekwencje. Po pierwsze, bardzo niegodne warunki pracy - ponieważ wizja reżysera jest tak ważna, to instytucja siłą rzeczy go chroni, nawet jeśli na przykład atakuje on fizycznie pracowników butelkami po winie, jego pijany partner terroryzuje załogę albo wrzeszczy na ludzi, grożąc zerwaniem pracy.  Po drugie, marnotrawienie środków publicznych, bo takie procesy są niewydajne. I po trzecie, powstają spektakle, których miarą jest powodzenie w środowisku, zaproszenia na festiwale. Natomiast mniej są ukierunkowane na to, czego potrzebują odbiorcy. A jako że teatr w Polsce jest usługą publiczną, finansowaną z budżetów państwowych i samorządowych, to właśnie to zaniedbanie wydaje mi się najpoważniejsze.

System teatralny składa się z wielu równolegle zachodzących procesów.  Gdzie według ciebie są największe braki?

Polski teatr potrzebuje zmian w samym sposobie zarządzania. Chodzi o koszty ludzkie, o niewydajność, a w końcu – o jakość artystyczną spektakli. Niestety instytucje – wszystkie, nie tylko te artystyczne – są bardzo oporne na zmiany, nawet w przypadku takiego systemu jak scrum, wypróbowanego i używanego przez dosłownie miliony firm, instytucji i sił zbrojnych na całym świecie. 

Dlaczego zdecydowaliście się pracować w ten sposób akurat w szkole teatralnej?

Szkoły wyższe to naturalne miejsce do wprowadzania innowacji i próbowania nowych metod. Pierwszy spektakl, który powstał od zera w scrumie, to Odpowiedzialność CENTRALI, której prototyp powstał na moich zajęciach z teatru dokumentalnego na Wydziale Artes Liberales Uniwersytetu Warszawskiego. Potem spektakl był grany w Teatrze Powszechnym z Mają Ostaszewską, Barbarą Wysocką, Piotrem Głowackim i Mateuszem Janickim i jest zapraszany na festiwale.  

Oresteia jest więc drugim spektaklem scrumowym, który powstaje na uczelni wyższej.

Tak. Przykład Odpowiedzialności był dla dyplomantów z AST ważnym argumentem, że warto spróbować. Oresteia to spektakl tradycyjny, narracyjny, oparty na tekście literackim. Akademia Sztuk Teatralnych w Krakowie, prowadzona dziś przez rektorki Dorotę Segdę i Beatę Guczalską, rozumie, że źrodłem jej potęgi były w przeszłości właśnie nowatorskie podejścia do pracy z aktorami i aktorkami — zdystansowany model Teatru Rapsodycznego w latach pięćdziesiątych, system Stanisławskiego wprowadzany później przez Jarockiego czy Grotowskiego, podejście brechtowskie praktykowane przez Swinarskiego na początku lat siedemdziesiątych, formalno-muzyczne podejście Jana Peszka, czy wreszcie antysystemowe, jungowskie podejście do aktorstwa, przez lata rozwijane właśnie w szkole przez Krystiana Lupę. Dziś bardzo wpływowy jest systematyczny model pracy nad budowaniem postaci, który opracował Marcin Wierzchowski.  Co ciekawe, to chyba podejście odwrotne do skrajnie funkcjonalnego systemu, który ja proponuję, ale — z tego co mówią osoby studiujące — ciekawie się dopełniają.     

Mimo tego, że nie reżyserujesz, sam spektakl brzmi i wygląda jak spektakl Michała Zadary. Czym różni się reżyserowanie dyplomu od „zarządzania procesami twórczymi”?

Scrum dzieli role “szefa” na dwa. Z jednej strony jest product owner, który odpowiada za produkt tego procesu, a z drugiej scrum master – osoba, która organizuje, napędza i usprawnia cały proces. Czyli kto inny określa zadania, a kto inny umożliwia ich osiągnięcie. Rola zespołu w scrumie jest zasadnicza. Zespół jest autonomiczny, podejmuje swoje decyzje i jest odpowiedzialny za własną pracę. Nie ma tu więc miejsca dla kogoś takiego jak “reżyser” – kogoś, kto i dawałby zadania,  i pilnował, czy są wykonane. Oczywiście, jest wiele procesów scrumowych, przy których pracują projektantki, które są na równi z innymi członkiniami zespołu. Tu widziałbym miejsce dla reżysera, ale to następnym razem, przy większym projekcie niż dyplom.

A jakie korzyści z takiej pracy nad dyplomem mają młodzi aktorzy?

Przede wszystkim mają okazję, by wziąć odpowiedzialność za własną pracę. Mają spektakl, który jest spektaklem Michała Zadary, ale sceny powstały bez mojego reżyserskiego udziału.  Bardzo precyzyjnie, na piśmie, określałem cele i założenia każdej sceny, ale nie uczestniczyłem w próbach – pisałem w tym czasie następne zadania, tłumaczyłem pod wpływem dotychczasowych scen kolejne, planowałem ze Scrum Masterkami nadchodzący tydzień.  Aktorki i aktorzy mają więc sceny, za które mogą w pełni wziąć odpowiedzialność. Mają spektakl, który jest w stu procentach ich.

Jakie jest przesłanie waszej Orestei?

Ajschylos pokazuje nam, że proces prawny to tak naprawdę skomplikowany kompromis, a nie idealny wynik sprawy. Ajschylos jest zaskakujący i szokujący. Ja jako artysta dużo pracuję z prawem, duża część moich wypowiedzi artystycznych wyrażona jest językiem prawa i w medium prawa. Co więcej, w swojej pracy używam tego dyskursu  jako realnej siły, która może zmienić świat na lepsze.  Chciałbym więc, aby na koniec Ajschylos dał nam jednoznaczną reklamę mocy i czystości prawa, ale on tej przyjemności mi nie sprawił. A ja idę za tekstem i nie naginam go dla moich potrzeb. Na koniec Orestei Ajschylos pokazuje nam, że proces prawny ma wiele zalet – przerywa cykl zemst, daje stronom okazję, by w pełni wyartykułowały swoje racje, ale nie jest – i nigdy nie miał być, bo nie może - czysty, stuprocentowy i doskonały. Jest oparty na setkach małych decyzji, kompromisów, niedoskonałości i pomyłek.  Jego wynik zawsze jest niezadowalający. Znamy to z rzeczywistości.  Proces prawny nigdy nie przyznaje komuś stuprocentowej racji albo sprawiedliwości.

A my chcielibyśmy te sto procent jakoś osiągnąć.

Sto procent można osiągnąć wyłącznie na drodze przemocy. Niedoskonała sprawiedliwość albo przemoc – oto alternatywa. Albo sto procent racji, sprawiedliwość i rozlew krwi, albo bardzo kosztowny i niedoskonały proces, który po drodze krzywdzi ludzi i  dopuszcza do głosu osoby, które na ten głos nie zasługują. Ale ten proces daje ofiarom szansę wyrażenia swoich racji i częściowego odzyskania godności bez narażenia się na kontynuację cyklu zemsty. 

Wydaje mi się, że ta sama logika dotyczy sprawiedliwości historycznej, wyrównania krzywd między narodami czy grupami społecznymi. 

Dokładnie tak. Republika Federalna Niemiec zrodziła się z procesów sądowych i legislacyjnych opartych na prawie - czyli też na bardzo przykrych kompromisach z nazistami. Nie na bezwzględnym prawie do zemsty dla ofiar Niemców (podkreślam - te ofiary miały takie prawo bezwzględnie). Dzięki temu Niemcy stały się demokratycznym członkiem rodziny narodów, wzorem demokracji i praworządności, prosperującym, wielokulturowym krajem, który jest zaprzeczeniem ideałów nazistów. Ceną było natomiast to, że ofiary nazistów nigdy nie uzyskały pełnego odszkodowania, a tacy kolaboranci jak Herbert von Karajan, Martin Heidegger, czy Leni Riefenstahl mogli spokojnie tworzyć sobie swoją sztukę czy żyć swoim życiem.  Czy to jest skandal? Tak. To jest skandal. Ale tak działa praworządność. I moim zdaniem to jest lepsze, niż alternatywy. Bo dziś nie muszę podkładać bomb pod austriackie konsulaty, żeby zemścić się za krzywdę, którą dziadkowie dzisiejszych Niemców i Austriaków tu wyrządzili. Mogę spokojnie pracować z antyfaszystami z Austrii czy Niemiec, a jadąc tam na wakacje mówić, że są to kraje stworzone między innymi przez starych nazistów i kolaborantów.  Sto procent sprawiedliwości nigdy nie będzie stu procentami satysfakcji - to jest fantazmat z marzeń fundamentalistów. 

 Z Michałem Zadarą rozmawiała Milena Kuchnia - autorka, studentka dokumentalistyki, współtwórczyni spektaklu “Odpowiedzialność” dokumentującego łamanie prawa przez polskie państwo na białoruskiej granicy.  

Premiera spektaklu Oresteia odbyła się 8 lutego o godz.19:00 na Scenie im. Jerzego Treli przy ul. Straszewskiego 22. Kolejne pokazy: 9.02, 10.02, 13.02, 14.02, 15.02, 16.02 o godz. 18:00.

Źródło:

Materiał nadesłany

Wątki tematyczne