Jeremi Przybora stworzył świat, który stał się azylem dla kilku pokoleń Polaków
"Dobrowolnie, wskutek życzliwej perswazji przyjaciela, opuściłem piedestał, przykrość odczutą z tego powodu osłodziła mi świadomość, iż jestem pod tym względem osobą wyjątkową, a może nawet pierwszą w dziejach świata, która postąpiła w ten sposób" - napisał Jeremi Przybora w zakończeniu "Listu z piedestału". Piedestał nie wchodził w grę.
Przyjaciel zaś był obecny prawie zawsze. W "Listach z podróży" i na Kraniaka róg Dziwalewicza. Kameralnie, dyskretnie, nie narzucając się nikomu, Jeremi Przybora zawładnął, mając u boku Jerzego Wasowskiego, licznym gronem rodaków. Poddali się bez oporu. Życzył im luźnych tramwajów, wytwornej konfekcji, obdarzania się wzajem uśmiechem, uczciwością oraz czystością, bo wymyć się mieli. Ojczyzno kochana! Już czas na sen... Połączył wzniosłe z przyziemnym. W służbie polszczyzny Panu Jeremiemu udało się zestawiać w logiczną całość słowa, których wydawało się połączyć nie sposób. Od razu też, acz niepostrzeżenie, zjawiały się pomiędzy nimi przyzwalające uśmiechy i przesyłane gestem pocałunki. Wyobraźnia uruchamiała się sama. Słowa, które zapisywał podczas pracy samotniczej, przypisane postaciom kreowanym przez najwybitniejszych aktorów: Irenę Kwiatkowską, Barbarę Krafftównę, Kalinę Jędrusik, Wiesława Michnikowskiego,