Pierwszą część recenzji z "Wizyty starszej pani" zakończyłem pytaniem, czy słusznie zrobił Kazimierz Dejmek, przenosząc do łódzkiego widza pesymizm i relatywizm filozoficzny Durrenmatta. W odpowiedzi, którą dłużny jestem czytelnikowi, nie zamierzam występować przeciwko zasadzie "stu kwiatów". Jestem jej zdecydowanym wyznawcą i uznaję, że można się nie zgadzać z poglądami filozoficznymi Durrenmatta, a jednak pokazać naszemu widzowi. Ale gdybyż tę sztukę wystawił jakikolwiek inny teatr, a nie teatr Dejmka!!! Przyzwyczailiśmy się, że teatr ten ma skrystalizowane oblicze ideowe, to znaczy, że z reguły wystawia sztuki, pod którymi może podpisać się z pełnym przekonaniem. Nie znaczy to, że owo oblicze ideowe nie uległo ewolucji. Pamiętamy schematyczne sztuki grane przez zespół Teatru Nowego z pasją i przejęciem godnym lepszej sprawy. Pamiętamy "Łaźnię" i "Święto Winkelrieda", będące jakby śmiałym otwarciem okna i wpuszczeniem ożywcze
Tytuł oryginalny
Starsza pani z wizytą w Teatrze Nowym (recenzji część druga)
Źródło:
Materiał nadesłany
Express Ilustrowany nr 34