Jan Peszek nie ma poczucia, że się starzeje. Twierdzi, że sztuka może być remedium na starość. Choćby przez to, że często o niej mówi, dając tym samym paradoksalnie możliwość ucieczki.
Dariusz Pawłowski: - Kiedy tak naprawdę przychodzi starość? Z przekroczeniem sześćdziesiątki, jak chcą urzędnicy, czy raczej z przekroczeniem jakiejś innej granicy? Wtedy, gdy przybywa nam lat i chorób, czy gdy ubywa nam... no właśnie, czego? Jan Peszek: - Na pewno kiedy tracimy dzieciństwo. Wtedy przychodzi starość. Wtedy kontynuujemy czasami bardzo długie życie bez właściwego smakowania go. Ale mam tu na myśli dzieciństwo rozumiane specyficznie, rodzaj niewinności, dzieciństwo mentalne, wewnętrzne. Ludzie, którzy je utrzymują - nie mówię tu niczego oryginalnego - nawet w bardzo zaawansowanym wieku po prostu nie mają poczucia, że są starzy. Ja mam 73 lata i pod żadnym względem, ani fizycznym, ani psychicznym, choć to jest sprzężone, nie zamierzam być stary. Ani nie mam poczucia, że jestem. Oczywiście, zmiany zachodzą: ciało się starzeje, długość reakcji się wydłuża, możliwości wyboru kurczą, choć to też jest względne - ja nie ma