Choć spektakl skrojony jest na miarę - ani za długi, ani za krótki, aktorzy dobrze animują bohaterów baśni, piosenki i warstwa brzmieniowa również bez zarzutu, to ja bym swojego dziecka na ten spektakl nie wysłał - o "Baśni o zaklętym jeziorze" w reż. Małgorzaty Kamińskiej-Sobczyk w Teatrze Miniatura w Gdańsku pisze Łukasz Rudziński z Nowej Siły Krytycznej.
Ciężki jest los starych panien. Szczególnie jeśli są nimi wiedźmy. Wiedźma to taki stwór, który nie dość, że nie ma męża, to jeszcze jest bardzo brzydki. Takie wiadomości można uzyskać z najnowszego przedstawienia gdańskiego Teatru Miniatura - "Baśni o zaklętym jeziorze" autorstwa i reżyserii Małgorzaty Kamińskiej-Sobczyk. Wraz z głupim i aroganckim Jasiem (Jacek Majok) opuszczamy jego dom rodzinny i kochającą matkę, bo Jasio pragnie sławy i bogactwa. Jest pełen wiary w siebie. Jednak nie wie, że natrafi na trzy wiedźmy - Straszygębę (Agnieszka Grzegorzewska), Śmieszygębę (Hanna Miśkiewicz) i Płaczygębę (Edyta Janusz-Ehrlich), które swoje imiona zyskały od charakteryzujących je cech charakteru. Wiedźmy niczego tak nie pragną jak wyjść za mąż, więc każdego ewentualnego kandydata przyjmą z radością, bo przecież nie jest ważne, kto to będzie, ważne żeby był. Głupi Jasio szybko daje się wiedźmom namówić na "umowę handlową"