Zaczynałem pracę publicysty teatralnego w "Polityce", był rok 1963. Pościg za egzotycznym tematem musiał mnie naprowadzić na ów wątek: teatr w objeździe. Pojechałem do Białegostoku, dyrektorował - jak i dziś - Jerzy Zegalski. Dychawiczny autokar dowiózł grupkę aktorów do sennego miasteczka, po drodze rozmowa z objazdowej codzienności. Że mróz w garderobach, a zaduch na sali, gdzie widzowie w płaszczach, koza łazi po scenie, niemowlęta kwilą, zaś do toalety jedyne przejście przez ów niemowlęcy płacz. Opisałem to chyba dosyć sugestywnie, bo "Polityka" wolała tekstu nie zamieszczać: była właśnie w stanie jakiejś wojny z tow. Arkadiuszem Łaszewiczem, uznano, że mógłby on mój reportaż uznać za pretekstowy, że niby atak na Białostocczyznę. Proste opisanie objazdowej prawdy równało się żalem sztychowi we władzę, taką była ta prawda... A temat posiadał przecież rodowód. Za kronikarza najlepszy by to był Stanisław Krzesiński. Jego
Tytuł oryginalny
Stare i nowe
Źródło:
Materiał nadesłany
Kontrasty nr 1