"60/09" w reż. Leny Frankiewicz w Teatrze Wytwórnia w Warszawie. Pisze Jacek Sieradzki w Przekroju.
W Wytwórni gra Komeda i gadają z Łomnickim. Centralna i najlepszą częścią autorskiego spektaklu Leny Frankiewicz jest samplowanie legendarnych filmów. Na ścianie Wytwórni lecą "Niewinni czarodzieje" Wajdy, a dwójka aktorów zaczyna podgrywać dialogi Łomnickiego i Stypułkowskiej, wchodzić w ich manierę, autosceptycyzm, uprawianie miłosnego spektaklu. Obok - już bez wyświetlanego obrazu - idą sceny z "Pociągu" Kawalerowicza, a zespól jazzowy rżnie najpiękniejsze kawałki Komedy. Czuje się w tym sympatyczną i rzadką dziś tęsknotę do dawnej, podszytej ironią elegancji uczuć, do włażenia w intelektualno-sentymentalne pozy z dystansem dubeltowym (wszak był już w pierwowzorach). Wspaniale odnajdują się w tym zwłaszcza panie. Roma Gąsiorowska ma w głosie coś z timbre'u tamtych heroin - Stypułkowskiej, Tuszyńskiej, Czyżewskiej, a lirycznie zamyślona Lena Frankiewicz w twarzowej piżamce pięknie dialoguje z filmową Lucyną Winnicką. Dużo gorzej