Dom starców. Jego pensjonariusze to jeszcze żwawi ,,chłopcy". Przynajmniej ci, których widzimy na scenie. Bo poza sceną - o tych się tylko mówi - są także inni: niedołężni, schorowani, fizycznie i psychicznie zrujnowani. Ale tu: Kalmita, Pożarski, Jo-Jo, Smarkul, Profesor - wszyscy oni to ludzie, których nieubłagana granica wieku skazała na bezczynność, a okoliczności życiowe na pobyt w przytułku prowadzonym przez siostry zakonne. Pędzą życie bez treści, bez wzruszeń, bez wspomnień nawet - pogodzeni ze swą dolą i oczekującą ich śmiercią. Są śmieszni przez swoje dziwactwa, pretensje czy urazy, a przede wszystkim przez układ sytuacji, w jakich się znaleźli. Ale nie przez swoją starość. Nie bardziej - tylko inaczej- śmieszni niż byliby nimi ludzie młodzi, którym przeszłoby żyć w podobnym zbiorowisku. Zresztą bronią się przed tą śmiesznością, przed ,,upupianiem" ich w zdziecinniałych staruszków. Z obrony tej rodzi
Tytuł oryginalny
Starcy chcą być ludźmi
Źródło:
Materiał nadesłany
Życie Warszawy nr 271