- W "Bezkrólewiu" opowiadam o wszystkim, czego byłem świadkiem przez kilkadziesiąt lat mojego życia. To jest summa wiedzy o tym, co znaczy być Polakiem. Próbowałem opisać też przedziwną kastę pół banitów, pół celebrytów, która raz na jakiś czas się tutaj aktywizuje i aspiruje do niewiarygodnych zaszczytów - mówi Wojciech Tomczyk w rozmowie z Michałem Smolisem w miesięczniku Teatr.
MICHAŁ SMOLIS Wszystkie Pana utwory dramatyczne są mocno osadzone w przeszłości i rzeczywistości PRL-u: "Wampir", "Norymberga", "Inka 1946", niepublikowana i niegrana "Matka Kwiatkoszczaków". Pana bohaterowie mają z reguły pierwowzory w rzeczywistości i są najczęściej ofiarami minionego systemu. Według jakich kryteriów Pan ich dobiera? WOJCIECH TOMCZYK Jestem pisarzem zawodowym, piszę dla pieniędzy i to jest moje jedyne źródło utrzymania. Dlatego cały czas muszę pamiętać, że jestem sługą prześwietnej publiczności, ponieważ jeżeli ktoś nie kupi mojej historii, nie będę miał co jeść. Norymbergę zamówił Teatr Telewizji jako sztukę o pułkowniku Ryszardzie Kuklińskim. On zawsze działał na moją wyobraźnię, ale pisanie tego dramatu zacząłem od fundamentalnego błędu: sceny spotkania dziennikarki z byłym pułkownikiem wywiadu PRL-u. To był czas, około roku 2000, kiedy w ramach obowiązującej narracji w telewizji gościli starzy ubecy - PR