- Bardzo długo myślałem, zanim zabrałem się do budowania własnego teatru. Teatr to nie tylko sala. Chciałem zrobić teatr, który miałby swój klimat, w miejscu, które byłoby warszawskie, żeby miał swój własny styl. Widzowie, którzy tu przychodzą, mówią, że Kamienica ma niepowtarzalny klimat, różny od innych teatrów. I o to mi chodziło - mówi EMILIAN KAMIŃSKI, dyrektor Teatru Kamienica w Warszawie.
Od dziecka lubił chodzić własnymi ścieżkami i tak mu zostało do dziś. Mógł zostać dyrektorem cudzego teatru, ale wolał stworzyć Kamienicę. Chodzą słuchy, że od kilku lat trudno spotkać Pana poza Kamienicą. Ma Pan czas na cokolwiek innego niż teatr? - Raczej nie. Żyję głównie w teatrze. Mieszkam z żoną Justyną Sieńczyłło i dwoma synami w Józefowie. Mamy tam domek, przy nim wspaniały ogród i małą winnicę. Jednak tylko w nocy mam czas pomedytować ogrodzie, bo od rana muszę być w teatrze. Zwłaszcza teraz, gdy jestem przed kolejną premierą. Przygotowujemy "Porwanie Sabinek" Franza i Paula Schonthanów, w tłumaczeniu i adaptacji Juliana Tuwima. To bardzo trudne zadanie, gdyż wymaga ode mnie wiele czasu, energii. Nie tylko reżyseruję tę sztukę i gram w niej, ale zaprojektowałem też scenografię. Dobrze słyszę? Scenografię? - Osią scenografii są pozostałości po ponad 100-letnim domu, który zbudowany był w charakterystycznej