NAJPIERW było "Małżeństwo Kreczyńskiego", sztuka Aleksandra Suchowo-Kobylina, grana także i niedawno w Warszawie, w Teatrze Ludowym. Potem - "Sprawa" dalszy ciąg dramatu, nie mający zbyt wielkiego szczęścia na deskach teatralnych, z rzadka i bez powodzenia wystawiany nawet na scenach radzieckich. Trzecią część zamierzonej przez autora tragedii stanowiła "Śmierć Terełkina", która znowu odzyskała łaskawość losu. Odżywa w teatrach raz po raz, jako sztuka samodzielna, w zupełnym oderwaniu od całości.
W sto lat po napisaniu "Sprawy", łódzki Teatr Nowy przeprowadza jej rehabilitację. Osiąga tę rehabilitację sposobem niezwykle ryzykownym, ale - jak się okazało - jedynym, właściwym. Starej treści nadaje nowoczesną formę inscenizacyjną, formę wielkiej metafory, uogólnienia nieomal syntetycznego, w którym nie bohaterowie sztuki, lecz idea gra rolę zasadniczą. Przypomnijmy. "Małżeństwo Kreczyńskiego" kończy się zdemaskowaniem oszusta, narzeczonego nieszczęsnej Lidki Muromskiej. Sfałszował on i spieniężył drogocenny jej klejnot. Aby przeciwdziałać dalszej kompromitacji, zakochana panna ogłasza, iż ten klejnot narzeczonemu darowała. A więc pomogła złoczyńcy, współdziałała w jego oszustwie, podpadła pod jakiś tam paragraf i ma... sprawę. Wraz z panną - cała jej rodzina. Przedmiotem drugiej części tragedii Suchowo-Kobylina jest sprawa Muromskich, beznadziejna walka z korupcją, łapownictwem, serwilizmem, bezbronność człowieka wobec upior