Ze sceny po raz kolejny płynie pretensjonalny bełkot, będący efektem słynnych improwizacji aktorskich Lupy - pisze Maciej Nowak w felietonie dla Przekroju.
Lupa kupa - napisało mi się półtora roku temu na Portalu, Którego Nazwy Nie Należy Wymieniać, po wyjściu z premiery "Poczekalni 2.0" w reż. Krystiana Lupy w Teatrze Polskim we Wrocławiu. Ja wiem, to było sztubackie, nonszalanckie i niepoważne. Ale aż mnie świerzbiło, by nakłuć nadęty balon ochów i achów wobec kolejnej produkcji mistrza. Tym bardziej że "Poczekalnia 2.0" towarzyszyła obradom Europejskiego Kongresu Kultury, a Lupa sugerował, że wszelkie próby rozmowy i porozumienia są wyłącznie bełkotem. Bryzgają ci w twarz błotem i ekskrementem wszelakim, a ty masz znosić wszystko w bezbrzeżnym zachwycie i nabożeństwie. Nie, to nie dla mnie. Do tej sekty nigdy się nie zapisywałem. Po premierze "Miasta snu" Lupy w TR Warszawa statusu nie zaktualizowałem. Być może dlatego, że po siedmiu godzinach w teatrze sił już nie miałem, a najpewniej dlatego, że spektakl okazał się przewrotną pułapką na myszy. I mimo wszystko lekceważyć go nie nale�