POEZJĘ Tadeusza Różewicza odkryłem, na swój prywatny użytek, dość wcześnie. Wówczas, gdy zaliczano go jeszcze do twórców młodych. Nie należał zresztą do tej grupy "młodych", którą krytyka hołubiła i gładziła po głowie. Te młodzieńcze lektury pozwoliły mi potem lepiej i pełniej rozumieć Różewicza - dramaturga. Nie mogę jakoś polubić "Starej kobiety". "Kartotekę", "Śmiesznego staruszka", "Moją córeczkę" - polubiłem od pierwszej tektury w "Dialogu". Ze "Starą kobietą" inaczej. Doceniam jej formalne i my-ślowe walory, widzę jej miejsce w rozwoju pisarskim Tadeusza Różewicza, a przecież ani kolejne lektury ani interesujące przedstawienie reżyserowane przez Jerzego {#os#1115}Jarockiego{/#}, nie przekonały mnie emocjonalnie do sztuki, której premiera odbyła się właśnie w Teatrze Współczesnym. Nie wykluczone, że po prostu "nie nadążam". Absolutnym komunałem jest nazywanie Różewicza człowiekiem, który ma obsesję
Tytuł oryginalny
"Stara kobieta wysiaduje"
Źródło:
Materiał nadesłany
Słowo Polskie Nr 161