Awangardowość sztuki Tadeusza Różewicza sprzed 40 lat w nowej inscenizacji została zastąpiona przez zwykłe polskie zrzędzenie. Cmokanie, cukanie, piski, tremole - tyle zostało z monologu, jakim Różewiczowska Stara Kobieta (Anna Chodakowska) broniła się przed traumą wojny. Nie ma w nim już dawnej siły i odkrywczości, zachowała się tylko śmieszna forma gaworzenia wariatki. Wysiadująca w obskurnej kawiarni staruszka przeciwstawiała swoje słodkie mamrotanie językowi nienawiści, pogardy, politycznej i artystycznej sofistyki. Groteskowa, kokieteryjna, nękająca wszystkich pragnieniem natychmiastowego rodzenia, była zarazem mityczną pramatką i monstrum. Matką, bo tak jak postaci z "Czasu matek" Teatru Ósmego Dnia przypominała o kosztach, jakie na każdej wojnie ponoszą kobiety. Monstrum - bo odwracała porządek natury i w wieku siedemdziesięciu lat żądała od inżynierii biologicznej leku na bezpłodność. W spektaklu Stanisława Róż
Tytuł oryginalny
Stara kobieta w starej sztuce
Źródło:
Materiał nadesłany
Gazeta Wyborcza nr 80