„Geniusz” Tadeusza Słobodzianka w reż. Jerzego Stuhra w Teatrze Polonia w Warszawie. Pisze Piotr Hildt, członek Komisji Artystycznej 30. Ogólnopolskiego Konkursu na Wystawienie Polskiej Sztuki Współczesnej.
Geniusz jest prapremierową inscenizacją dramatu Tadeusza Słobodzianka, znanego zarówno jako autora, jak i do niedawna dyrektora Teatru Dramatycznego w Warszawie. Tekst ukazał się trzy lata temu w zbiorze Kwartety otwockie. Słobodzianek przedstawia zaskakujący koncept dramatyczny, w którym wydarzenie realne z perspektywy historycznej materializuje się pod postacią literackiej iluzji: Konstantin Stanisławski spotyka się z Josifem Stalinem.
Na poziomie gatunkowo-fabularnym Geniusz stoi na krawędzi domniemanej fikcyjności. Autor umieszcza bowiem akcję konkretnego dnia: 20 grudnia 1937 roku (w Moskwie), kiedy do spotkania Stalina ze Stanisławskim właściwie mogłoby dojść. Wojciech Majcherek w programie do spektaklu zaznacza, że nie miało to miejsca, a jest jedynie wytworem wyobraźni autora. Porządkując naszą wiedzę historyczną, Majcherek stawia się niejako w roli adwokata Słobodzianka, by przypisać sprawczość jego literackiej fantazji.
Historyczność dramatu nie decyduje jednak w pełni o jego istocie, ponieważ historia pozostaje raczej tłem dla konceptu. Słobodzianek rozwija go jako teatralną rozmowę, dramat bohaterów z pewnym ładunkiem psychologicznym. Istota sztuki rozgrywana jest także na innych polach: w kontekście świata teatru zogniskowanego wokół Stanisławskiego oraz w okolicznościach, które zaistniały jedynie przy inscenizacji w Teatrze Polonia. Mam na myśli obecność Jerzego Stuhra traktowaną w szerokim znaczeniu jako wydarzenie. Ten aspekt może przesądzać o tonie nadawanym dyskusji o Geniuszu.
Wybór Teatru Polonia jest nieprzypadkowy. Współpraca Stuhra z teatrem Krystyny Jandy trwa od dłuższego czasu. Po udziale w 2011 roku w 32 omdleniach – gdzie grał u boku wymienionej i wybitnego Ignacego Gogolewskiego – wyreżyserował w Teatrze Polonia i Och-Teatrze łącznie trzy przedstawienia: Ich czworo, Na czworakach i Bal manekinów. Nie bez znaczenia jest, że ważny nurt repertuarowy Polonii stanowią inscenizacje klasyki.
Treść dramatu Geniusz jest zakorzeniona w historii rosyjskiej kultury i aspekt ten jest mocno akcentowany jako rodzaj oprawy inscenizacji w Polonii. Historyczny background opracowany przez Słobodzianka został ujęty przez Wojciecha Majcherka w artykule, który zajmuje większą część programu do przedstawienia. Majcherek dowodzi, jak głębokiego researchu dokonał Słobodzianek w materii przedwojennej radzieckiej kultury. Ale ta znakomita praca jest w moim odczuciu na tyle zawiła, że większość widzów, poza znajomością nazwiska Stanisławskiego, może nie rozeznać się w kontekstach wydarzeń przedstawionych na scenie.
Rozpisanie akcji na 20 grudnia 1937 roku wydobywa w sztuce niechlubną rangę Stalina. Z jednej strony to okres wielkiego terroru, który przyniósł w ZSRR olbrzymią ilość ofiar i kiedy w realizacji zbrodniczej machiny dopomagał Stalinowi „krwawy karzeł”, czyli komisarz Jeżow. Z drugiej strony akcja dzieje się dwa dni po urodzinach przywódcy i dyktatora. Słobodzianek przedstawia zatem polityka między dwoma, niejako czarno-białymi przeciwieństwami. Jako zbrodniarza i jako zwykłego człowieka, który przy tym samym biurku podpisuje wyroki śmierci i otrzymuje liczne telegramy z najlepszymi życzeniami. Gabinet Stalina tonie w kolorowych kwiatach, głównie różach – symbolice czystego piękna.
Mimo bogatego tła wydarzeń, Słobodzianek ogranicza osoby dramatu do czterech, a koncentruje się na dwóch głównych bohaterach: Stanisławskim (Jerzy Stuhr) i Stalinie (Jacek Braciak). Trzecia postać, Kierżencew (Łukasz Garlicki), jest w pewnym sensie drugoplanowa, ale napędza konflikt sceniczny. Stalin złośliwie przekręca jego nazwisko na Kierżawcew, a autor tak ostatecznie nazywa go w tekście.
Narracja oparta jest wprawdzie na spotkaniu Stanisławskiego ze Stalinem, ale dodatkowo konstruuje się „poprzez opowiadanie”. Bezpośrednim celem wizyty Stanisławskiego ma być wstawienie się u Stalina za swoim uczniem Wsiewołodem Meyerholdem, który został zaatakowany na łamach prasy przez Kierżawcewa za działania artystyczne niezgodne podobno z polityką Związku Radzieckiego. Poza tym twórca upomina się także o dwóch prześladowanych literatów, Michaiła Bułhakowa i Nikołaja Erdmana.
Właściwa akcja rozpoczyna się po odczytaniu urodzinowych życzeń ze świata. Stalinowi towarzyszy jeszcze ostatnia postać dramatu – osobisty sekretarz Poskriobyszew (grany przez Pawła Ciołkosza, znanego z kilku ról w Teatrze Polonia). Wątek oskarżonych rozpoczyna się od przesłuchania Kierżawcewa. Autor donosu relacjonuje przed Stalinem swoją wersję zdarzeń i konfliktu artystycznego. W tym czasie Stanisławski nadal oczekuje swojego wejścia. Stalin każe na siebie czekać – dodajmy tu, że Jerzy Stuhr na wpół w swojej roli siedzi na krześle z prawej strony sceny jeszcze przed rozpoczęciem przedstawienia, jak w poczekalni.
Umieszczenie sceny Stalina z Kierżawcewem pozwoliło autorowi na późniejsze wyodrębnienie spotkania ze Stanisławskim, które staje się centralnym motywem całości. Ta wizyta jest znacznie bogatsza, ponieważ nie ogranicza się do zebrania wiedzy, a dyktator traktuje wybitnego reżysera inaczej niż podejrzanego krytyka. Od strony relacji dramat skonstruowany jest tak, że między bohaterami tworzy się rodzaj trójkątnego konfliktu. Stanisławskiemu udaje się zadzierzgnąć dobry kontakt ze Stalinem, podczas gdy Kierżawcew stanie się wrogiem ich obu. Konfrontacja dwóch głównych bohaterów przemienia się
w pogawędkę o teatrze i zarazem lekcję o metodzie działań fizycznych. Stalin okazuje się niezgorszym znawcą, a może nawet mecenasem sztuki. Po tej obszernej scenie następuje zderzenie z Kierżawcewem, którego racje zostaną obalone.
Wydaje się, że oprawa historyczna – z ówczesnym konfliktem spraw artystycznych i politycznych – nie jest sednem dramatu, a służy czemu innemu. Słobodzianka jako dramatopisarza interesuje sama historia teatru, a jako autora tekstów pisanych pod kątem teatru – świat sceny w jego ludzkich formach i przejawach. Teatralne intryganctwo może być aluzją do doświadczeń środowiskowych. Jednak autora Geniusza przyciąga coś jeszcze – ta historia to pretekst do przedstawienia konfliktu i psychologicznego dialogu. Realizują się one w zaskakującym koncepcie teatralizacji wizyty Stanisławskiego, a w praktyce poprzez wielką scenę reżyserowania Stalina.
W Teatrze Polonia reżysera-Stanisławskiego uosabia reżyser-Stuhr. Stalin jest zaś aktorem. W takiej konfiguracji odczytuję fascynację formą teatralną, którą widać też w Sztuce intonacji Słobodzianka (tekst także należy do zbioru Kwartety otwockie, był już wystawiony w Teatrze Dramatycznym). Najciekawsza scena, czyli próba teatralnej lekcji Stanisławskiego udzielanej Stalinowi znów realizuje pomysł Słobodzianka. Autor opatrzył sztukę podtytułem O metodzie działań scenicznych, pokazując, że ten fokus jest dla sztuki równie istotny jak tło historyczne.
Geniusz jest również dramatem o władzy. Stalin posiada polityczną władzę na ludźmi i kontroluje też sprawy sztuki. Scena kary cielesnej wobec Kierżawcewa ukazuje władzę nad konkretnym człowiekiem. Ale jest też ktoś, kto zdobywa władzę nad Stalinem – to Stanisławski, który opiera swój autorytet na powszechnym szacunku i pragmatycznie zjednuje sobie dyktatora poprzez wkupienie się ze swoim wsparciem jako nauczyciel „metody”. W końcu Geniusz jest próbą ukazania władzy krytyki nad teatrem. Nieudolne działania Kierżawcewa mogą zresztą kryć odautorski podtekst na temat negatywnego obrazu krytyka.
Jerzy Stuhr stworzył przedstawienie porządne, choć oparte na prostych założeniach inscenizacyjnych. Te odpowiadają de facto tekstowi dramatycznemu, który został wiernie przeniesiony na scenę. Stuhr miał w tym określone cele, skoro zaplanował Geniusza jako podsumowanie swojej artystycznej i zawodowej drogi. Jeśli patrzył na siebie przez pryzmat sztuki o Stanisławskim, to równocześnie jako twórca teatralny uczynił to poprzez wierność pewnej tradycji, która z kolei znajduje dobry odbiór w teatrze prowadzonym przez Krystynę Jandę.
Decydując się na przedstawienie nieskomplikowane pod względem reżyserskim, Stuhr pozostawił wiele przestrzeni do własnego działania aktorskiego. Tym samym podjął wiele
w teatrze dyskutowaną decyzję o łączeniu reżyserowania z graniem, w tym przypadku pierwszoplanowej roli. Trudno nie zauważyć poza tym funkcji samego dramatu Słobodzianka, który jest solidny w materii tekstu i sprzyja inscenizacji, chociaż powściągliwej. Reżyserska praca Stuhra nosi cechy tradycyjne. Jest to przedstawienie nie tylko literalne wobec pierwowzoru, oparte na dialogach, ale i mocno statyczne – mogłoby powstać równie dobrze pięćdziesiąt, jak i sto lat temu.
Inscenizacja nie jest jednak wolna od licznych usterek. Przede wszystkim brakuje jej napięcia. Moment, w którym Stalin rozbija krzesło, aby zabrać się do uderzenia Kierżawcewa, to jedyny wyrazisty punkt ożywienia akcji i pobudzenia widza. Dziwią rozwiązania scenograficzne. Do biurka Stalina prowadzą wielkie schody symbolizujące zapewne potęgę i wyższość nad rozmówcami. Ale ich przesadna wielkość pogłębia nierówność proporcji, gdy akcja toczy się w większości blisko brzegu sceny. Do tego nienaturalna wręcz ilość kwiatów powoduje, że Stalin za każdym razem musi przedzierać się przez gąszcz w drodze do biurka i z powrotem. Możliwe, że inspiracją dla polsko-japońskiej scenografki Natalii Kitamikado był obraz Niezapomniane spotkanie, na którym W. Jefanow przedstawił Stalina przyjmującego kwiaty z rąk pewnej kobiety. Towarzyszą im Mołotow i grono dygnitarzy.
Niedosyt pozostawia rola Jerzego Stuhra jako wyczekiwana i symboliczna. Aktor nie oddaje się w pełni roli i jest w niej bardziej sobą niż Stanisławskim. Wydaje się, że Stuhr próbuje tą kreacją przełamać swój utrwalony wizerunek komediowy, ale to nie do końca wychodzi. Również Jacek Braciak, który kojarzony jest głównie z repertuarem komediowym, nadaje lekkość postaci Stalina i gra go z odrobiną dowcipu. Nawiasem, w niewielkim stopniu jest do przywódcy ZSRR podobny. Komediowy kierunek przedstawienia umacnia także Łukasz Garlicki jako śliski w obyciu i groteskowy Kierżawcew. Niewzuszony pozostaje tylko Poskriobyszew Pawła Ciołkosza. Mam wrażenie, że powaga postaci i sytuacji zapisana w dramacie Słobodzianka nie została utrzymana na scenie. Autor od dawna interesuje się historią radzieckiej Rosji, żeby tylko wspomnieć jego sztukę Młody Stalin. Ale ta została wystawiona w Dramatycznym przed dekadą – zanim nadszedł czas, kiedy tak okrutne zdaje się podobieństwo ówczesnego przywódcy ZSRR do swojego obecnego następcy rządzącego Rosją. Dziś, w czasie wojny rosyjsko-ukraińskiej, przedstawianie na scenie Stalina – w dodatku z tym lekko komediowym obliczem – może być odebrane jako niesmaczne.
Jeżeli Jerzy Stuhr traktuje Geniusza – czy raczej główną rolę – jako swego rodzaju zwieńczenie, spójrzmy na koniec na słowa wypowiadane przez Stanisławskiego: „Panie Stalin, nie znam się na państwie. Znam się na teatrze. Zadanie naczelne w teatrze, czyli tworzenie przedstawień, które układają się w jakąś spójną wizję czasów, w których żyjemy i mają dostarczać widzom wzruszeń i radości, a także myśli nad istotą człowieczeństwa, czym innym może być w założeniu wstępnym, czym innym na premierze, a czym innym po. Życie weryfikuje wszystko. W końcu często po latach dowiadujemy się o swoim dziele, czym było
w istocie.”
Na długo przed premierą jeden z recenzentów utyskiwał na niską wartość literacką Geniusza. Ale ta perspektywa oceny nie ma decydującego znaczenia. Słobodzianek miał szczęście co do inscenizacji Stuhra, skoro bilety na spektakl są wyprzedane na dziewięć miesięcy. Nie odstrasza widzów nielekki kaliber tematyczny, czyli spotkanie zbrodniarza z teatralnym reformatorem. Odtwórca głównej roli i reżyser stał się dla publiczności gwarancją, iż rzecz warta jest wyczekiwania.
***
Tadeusz Słobodzianek GENIUSZ. Reżyseria: Jerzy Stuhr, scenografia: Natalia Kitamikado, kostiumy: Małgorzata Domańska, reżyseria światła: Waldemar Zatorski. Prapremiera w Teatrze Polonia w Warszawie 22 lutego 2024.