- Jak będziesz mnie wspominać, to nie wpadaj przypadkiem w sentymentalizm, bo tego nie lubię. Tak przygroziła mi kiedyś Stanisława Łopuszańska. Była niezwykłą kobietą. Pożegnaliśmy ją 24 maja. Na scenach Częstochowy, Kielc, Bielska, Cieszyna, Opola, Sosnowca, Katowic i Chorzowa występowała przez 70 lat. Ile w dziejach polskiego teatru było aktorek z takim stażem? - aktorkę wspominają Henryka Wach-Malicka i Krzysztof Karwat.
Kilka lat temu - a dobiegała wówczas dziewięćdziesiątki! - zadzwoniła do mnie z informacją, że... w tłumaczeniu sztuki, która wchodzi na polskie sceny, chyba pojawił się błąd. Bo ona czyta ją właśnie w angielskim oryginale i nie bardzo jej to polskie słowo pasuje do kontekstu. Pomyślałam wtedy, że jeśli o czymś marzę na starość, to o takim nieustającym otwarciu na świat, o takiej sprawności intelektualnej i o takiej pasji, z jaką Stanisława Łopuszańska traktowała teatr. Aktorstwo? Czysty impuls... Kiepsko znosiła ograniczenia fizyczne, dopadające ją pod koniec życia. A jednak starała się być na każdej premierze. W Teatrze Rozrywki, gdzie zagrała ostatnią dużą rolę w "Producentach", i w Teatrze Śląskim, z którym związała się w 1960 roku, i na którego scenie stworzyła wiele wielkich ról. Nie mówiąc już o odwiedzinach w rodzinnej Warszawie, po których wracała do Katowic naładowana energią i z zapałem rekomendowała znajomym