Teatr nasz przypominać zaczyna ostatnio sklepik z galanterią. Zamiast "wysokiego" repertuaru, efektownych, bogatych inscenizacji - na afiszu dominują sztuki małoobsadowe, nie wymagające wielkich nakładów. Zamiast wadzenia się ze światem czy Panem Bogiem, co było do niedawna naszą narodową specjalnością - bezpretensjonalna rozrywka. Powie ktoś: takie czasy, takie - nader skromne - możliwości finansowe; w epoce "urynkowienia" nie jest łatwo prowadzić ambitny teatr. Pewnie to prawda, tylko że, jak to zwykle u nas, w niczym nie potrafimy zachować umiaru, z jednej skrajności popadamy w drugą. Aniśmy się obejrzeli,, jak teatr-świątynia zamienił się, po niewielkich przeróbkach, w kantor. Teatr Kameralny we Wrocławiu na przekład oferuje nam towar importowany z Anglii. Rzecz nazywa się Kurs mistrzowski i, jak to w przypadku dobrze skrojonych sztuk z "drugiego obszaru", umiejętnie łączy kilka atutów niezbędnych w komercyjnym teatrze. A więc mamy tu: (niewi
Tytuł oryginalny
Stalinizm w służbie komercji
Źródło:
Materiał nadesłany
Teatr nr 3 (882)