EN

27.11.2023, 10:57 Wersja do druku

Środek kontra początek

Dramat „Podchodzę do okna” rozpisuje Krzysztof Beśka na trzy pierwszoplanowe kobiece głosy i ich świadomość niespełnienia. Byliśmy na czytaniu sztuki w ramach cyklu Stowarzyszenia Pisarzy Polskich. Pisze Przemysław Poznański w serwisie zupelnieinnaopowiesc.com.

fot. Zbigniew Ażgin

Skromna scena w piwnicach Domu Literatury mieści cztery krzesła i czworo aktorów, ale siła gry, reżyseria, a przede wszystkim wyobraźnia Beśki i jego niebywały słuch do języka odzwierciedlony w żywych dialogach, sprawiają, że od pierwszej sceny przenosimy się dokładnie tam, gdzie chce autor: na ławkę w parku, nieopodal domu sióstr zakonnych, gdzie uruchomiono właśnie tzw. okno życia. 

Opowieść zaczyna się dwutorowo: od wywiadu Dziennikarki (Kamila Kuboth) z Księdzem (Jakub Świderski) oraz sceny w biurowcu, wprowadzającej do dramatu postaci Menedżerki (Monika Kwiatkowska) i Bezrobotnej (Agata Pruchniewska), by szybko ewoluować w rozmowę rozpisaną na trzy kobiece głosy – oddzielne, operujące osobnym idiolektem, wchodzące ze sobą w polemikę, pozornie więc osobne, a przecież ostatecznie odnajdujące wspólną nutę. Może to być nuta empatii, może też być nuta emocji.

Śmiech przez łzy

Bohaterki Beśki – choć wywodzą się z różnych społecznych warstw – łączy bowiem dojmujące uczucie niespełnienia, niezadowolenia z dotychczasowego życia, ze związków, w których tkwią, z zawodowej ścieżki, z wyborów, których dokonały w przeszłości. To poczucie niespełnienia urasta w sztuce do rangi osoby dramatu, ważniejszej bez wątpienia niż poszczególni pojawiający się tu Mężczyźni (Jakub Świderski), wypełniającej scenę goryczą, przykrywaną co prawda słownym czy sytuacyjnym humorem, który jednak jawi się ostatecznie jako gogolowski „śmiech przez łzy”.

Widzimy to najwyraźniej (ale nie tylko) w intymnych scenach retrospektywnych – Beśka daje bowiem każdej z bohaterek jeden moment, gdy „okno życia” zmienia się inne okno, przez które zaglądamy do ich myśli, ich wspomnień, by ujrzeć clou indywidualnego niespełnienia, wynikającego także (ale daleko nie tylko) z braku właściwych relacji w rodzinnych czy partnerskich układach, z braku wsparcia, a tak naprawdę porozumienia, co najlepiej pokazują szczątkowe dialogi kobiet z mężczyznami ich życia – toczące się obok siebie, bez wchodzenia w jakąkolwiek interakcję. 

Konstrukt okna

Okno życia, z którego – jak się zdaje – nie dochodzi żaden odgłos, choć bohaterki starają się nas usilnie przekonać do tego, że słyszą niemal nieustający płacz dziecka, staje się w sztuce Beśki konstruktem, a zatem bardziej koncepcją i ideą, niż oknem faktycznym. Kumuluje lęki i obawy kobiet, zmusza do wyznań, do kroku w stronę konfrontacji, także poprzez kłamstwo o domniemanym macierzyństwie.  

Ale sama nazwa „okno życia” skłania także do spojrzenia na ów konstrukt jak na istotny punkt odniesienia w strukturze narracji zbudowanej na kontraście: oznacza bowiem miejsce, w którym istnieje jeszcze nadzieja. Beśka – nie abstrahując zresztą od sugestii do nowotestamentowego cudu w Betlejem – stawia naprzeciw siebie „życie”, a więc szansę, jaką daje narodzenie (choćby nawet rozpoczęte porzuceniem przez rodziców) i ów moment, w którym tkwią bohaterki: odarcia ze złudzeń co do możliwości naprawy tego, co zepsute. Początek kontra środek (bo jeszcze nie koniec), nadzieja kontra uświadomienie sobie bezpowrotnie straconych szans.

Bez gwarancji

Jak pisze w programie przedstawienia Dawid Kornaga, „okno życia” nie da żadnemu dziecku gwarancji normalnego życia w przyszłości. „Wyobrażenia o sztucznym zapewnieniu szczęścia i bezkresnej miłości są jedynie mrzonką, loterią, niczym więcej” – zaznacza pisarz. To prawda. Rzecz w tym, że w przypadku dziecka (jako idei, a nie konkretnego niemowlęcia) obietnica spełnienia jest zawsze wpisana w nadzieję, wynikającą z – pozornej, ale jednak – idei uczenia się na błędach poprzednich generacji. Nadziei, której nie mogą mieć osoby na „życiowym zakręcie”, bo im, wbrew życzeniowemu myśleniu o tym, że „nigdy nie jest za późno”, nigdy nie będzie już dane – w żadnym z czasowych wymiarów – naprawić własnych omyłek.

Skoro jednak „okno życia” w istocie nie istnieje, a na pewno nie oferuje – jak chce Kornaga – gwarancji normalnego życia, to dramat Krzysztofa Beśki okazuje się opowieścią z gruntu pesymistyczną, odwołującą się zresztą wprost do osobistych niespełnień każdego z nas. Do naszych nierzadkich przecież nadziei wbrew nadziei, z którymi autor „Podchodzę do okna” zdaje się rozprawiać, ukazując nierealność wiary w „drugą szansę”.

Cykl czytań scenicznych nowego polskiego dramatu e Domu Literatury w Warszawie jest inicjatywą podjętą przez Oddział Warszawski Stowarzyszenia Pisarzy Polskich we współpracy z Instytutem Teatralnym im. Z. Raszewskiego. Czytania odbywają się dwa razy w miesięcu – od września do grudnia 2023 r. Kolejnym przedstawieniem będzie „Transprussia” Zbigniewa Zbikowskiego (reż. Rafała Sisicki) – 28 listopada 2023, godz. 19, wstęp wolny.

Tytuł oryginalny

Środek kontra początek | Krzysztof Beśka, Podchodzę do okna, reż. Tomasz Cyz

Źródło:

zupelnieinnaopowiesc.com
Link do źródła

Autor:

Przemysław Poznański

Data publikacji oryginału:

16.11.2023