Może to zbyt długie, niecierpliwe oczekiwanie na premierę, może zbyt wielkie nadzieje na "nowego" Czechowa w interpretacji reżysera, który zadziwił nas już wieloma arcyciekawymi, arcynowoczesnymi w najlepszym tego słowa znaczeniu, arcymądrymi inscenizacjami, sprawiły, że "Wiśniowy sad" na deskach Teatru Kameralnego w realizacji Jerzego Jarockiego przynosi nam pewien zawód. Jest za bardzo "czechowowski"; można by rzec: bardziej czechowowski niż sam Czechow. Wielki pusty pokój, mnogość dużych, smętnych drzwi, stonowana - bardzo zresztą pięknie - kolorystyczna gama kostiumów: od bieli poprzez szarość i brązy do czerni, a przede wszystkim rozciągnięcie ponad miarę chyba wielu obrazów, sporo milczenia i zadumy na scenie - wszystko to oczywiście wzmaga nastrój smutku, tęsknoty, beznadziei, nastrój końca i pożegnania, ale też wzmaga zniecierpliwienie widza, odwykłego od takiego celebrowania słowa w teatrze, od takiej "wierności" dla autora, takiej pok
Tytuł oryginalny
Sprzedany sad
Źródło:
Materiał nadesłany
Dziennik Polski nr 38