EN

4.09.1963 Wersja do druku

Sprawiedliwi i niesprawiedliwi z Sodomy

Kiedy w sztuce Jerzego Juran­dota "Dziewiąty Sprawiedliwy", umilającej w teatrze Dramatycznym warszawiakom skwarną kanikułę, w mieście Sodo­mie zjawiają się trzej aniołowie, aby znaleźć dziewięciu sprawiedliwych, mamy wrażenie, że na scenę wkro­czyli Dürrenmatt i Brecht. Najbar­dziej natarczywie narzucają się skojarzenia z brechtowską "Operą za trzy grosze". Zostajemy wprowadzeni w krąg łobuzów, oczajduszów i sutenerów, wielką rolę gra szefowa domu publicznego. Ale Jurandot nie jest ani Dürrenmattem ani Brechtem. Kierowany intencją pokrzepiania serc i siania optymizmu staje się w drugiej części swego utworu niemal Korzeniowskim z "Majstra i czelad­nika". Publiczność dowiaduje się, że większość łobuzów i oczajduszów to najprzyzwoitsi obywatele. Udają tyl­ko złodziei, sutenerów i oszustów, ponieważ istnieją w owej Sodomie Jurandota ludzie, uważający uczci­wość za dowód niedołęstwa i głupo­ty... Ten moralitecik z optymist

Zaloguj się i czytaj dalej za darmo

Zalogowani użytkownicy mają nieograniczony dostęp do wszystkich artykułów na e-teatrze.

Nie masz jeszcze konta? Zarejestruj się.

Źródło:

Materiał nadesłany

Tygodnik Demokratyczny nr 36

Autor:

Jacek Frühling

Data:

04.09.1963

Realizacje repertuarowe