"Róże" w Teatrze Ludowym oglądałam nie w czasie odświętnej prasówki, lecz w zwykły, roboczy dzień teatru. Przedstawienie zakupił kombinat im. Lenina. W kilku zdaniach, którymi powitano publiczność ze sceny przed spektaklem, padły ważkie choć proste słowa o dniu wczorajszym i dzisiejszym polskiej rzeczywistości - o czerwonych różach walki i ofiarnictwa i o różach spokojnych ogrodów i alej. To dobrze, to pięknie, że teatr wychodzi w tej formie na spotkanie widzom, że troszczy się o zrozumienie dzieła pisarza i własnego. To miara jego zaangażowania, miara jego praw do tytułu "ludowy", zasługująca ze wszech względów na uznanie, jak zasługuje na nie wybór sztuki. "Róża" Żeromskiego to dla dzisiejszego teatru zadanie bardzo ambitne i odpowiedzialne - zarówno sam dramat (niescenicznym przecież nazwał go pisarz) nasuwa trudności, jak i jego teatralna wizja. Problem polega nie na tym, aby być wiernym tekstowi jako takiemu, trzeba m
Tytuł oryginalny
Sprawa "Róży"
Źródło:
Materiał nadesłany
Życie Literackie nr 22