O tej sztuce wiele już napisano. Odkryto - po Krasowskim - że istniała w międzywojennym repertuarze teatralnym, dwukrotnie nawet wystawiana na scenach. Przypomniano sobie - co więcej - że pisali o niej wówczas najwybitniejsi ludzie teatru i krytycy. Pisali źle i dobrze. A więc co sprawiło, że "Sprawa Dantona" Przybyszewskiej przez trzydzieści pięć lat leżała nietknięta w bibliotekach teatralnych? Nadmierne zaufanie do głoszonych wówczas nagan, czy też nieufność wobec pochwał? A może dumne przekonanie, że rewolucję to my mamy swoją i nie potrzebujemy się już zajmować przykładem wielkiej francuskiej? Tak czy inaczej, wszystko to prysło jak bańki mydlane. Najwcześniej przeświadczenie o swojskości: żadna swoja nie jest na tyle swoja, by na obcych przykładach nie mogła się czegoś nauczyć. A potem te opinie literackie: okazało się, że warto sprawdzać i pochwały i nagany poprzedników. A już szczególnie nagany tych, z którymi z zasady się zga
Tytuł oryginalny
Sprawa Przybyszewskiej i sprawa rewolucji
Źródło:
Materiał nadesłany
Fakty i Myśli nr 13