Odnoszę wrażenie, że podłożem akcji przeciwko Mieszkowskiemu jest po prostu niechęć do niego. Wystarczył byle pretekst, by go wyrzucić, bo już chciano go się pozbyć. To jest też kolejny dowód, że lokalne władze przestają się liczyć z opinią, która bywa również dobrym kapitałem teatru - pisze Wojciech Majcherek na swoim blogu.
Zapowiedź zwolnienia Krzysztofa Mieszkowskiego z dyrekcji Teatru Polskiego we Wrocławiu uważam za sprawę ponurą. Mówię o tym z całkowitą pewnością, nie będąc szczególnym admiratorem formuły teatru, który Mieszkowski proponuje. Zresztą odkąd się znamy, a znamy się blisko ćwierć wieku, mamy na ogół rozbieżne poglądy na teatr, co nie przeszkadza mi żywić dla Krzysztofa sympatię. Bo da się z nim rozmawiać, nawet jeśli się nie zgadzamy. Kiedy zarzuca mi, że jestem konserwatystą, zawsze mu odpowiadam: jestem konserwatystą po to, żebyś ty mógł być w awangardzie. Mniejsza jednak o naszą osobistą znajomość i stosunki. Z relacji prasowych na temat zwolnienia Mieszkowskiego wynika, że zarzuty wobec niego są raczej dęte. Podstawowym problemem jest oczywiście dług teatru, który tyleż obciąża dyrektora, co urzędników. Nie mogą oni zrzucić z siebie odpowiedzialności za chroniczne niedoinwestowanie Polskiego. Sprawa ciągnie się zresztą od