"Oleanna" w reż. Andrzeja Sadowskiego w Teatrze Ludowym w Krakowie. Pisze Paweł Głowacki w Dzienniku Polskim.
Na początku - ani jednego całego słowa. Ostrożniej mówiąc: nawet cienia całego zdania. Jeśli cudem pada ze sceny nieposzatkowany przymiotnik, czasownik nieporżnięty, niepołamany rzeczownik, jakiś nie kikut po prostu - z punktu zdycha w jazgocie semantycznych, gramatycznych, stylistycznych strzępów, kwiczących bez cienia planu, na ślepo, nieprzewidywalnie, strzępów, z których każdy panicznie ciągnie w swoją stronę. Prolog wyreżyserowanej przez Andrzeja Sadowskiego "Oleanny" Davida Mameta, pierwsze pięć, dziesięć, piętnaście minut, to Wieża Babel - ale jednego języka. Katujący ucho portret narzecza, które samo siebie nie rozumie. I to jest dobre. Teatr niepouczający, nienaprawiający świata, niementorski, teatr niedźgający widza wysokopienną tezą - to zawsze jest ulga. Przez pierwszy kwadrans, niech będzie - przez całą pierwszą część Sadowski zgrabnie ucieleśnia bełkot. Śmiesznie jest, groteskowo. W efekcie - przerażająco. Sadowski p