EN

1.03.2024, 16:58 Wersja do druku

Spowiedź grzesznika

„Balkony - pieśni miłosne” według „Domu Bernardy Alba” Federico Garcii Lorki w reż. Krystiana Lupy w Teatrze Polskim w Podziemiu we Wrocławiu. Pisze Michał Centkowski w „Vogue Polska”.

fot. Natalia Kabanow / mat. teatru

Długie, niespiesznie rozgrywane sceny, które hipnotyzują widzów. Znakomite, zespołowe aktorstwo, intelektualny rozmach przyprawiony bezlitosną często (auto)ironią – wszystko co przez lata czyniło teatr Krystiana Lupy zjawiskiem, odnaleźć można we wrocławskim spektaklu.

Na scenie wznosi się fasada starego, dość obskurnego domu, a niej zawieszone tytułowe balkony - małe enklawy, nieraz więzienia, niekiedy okna na świat. To na nich rozgrywa się akcja. Julia -bohaterka powieści Coetzeego -opowiada dziennikarzowi o swojej relacji z pisarzem. Młody Frederico Garcia Lorka przygląda się dusznej, patriarchalnej hiszpańskiej prowincji, którą tuż przed śmiercią opisze. To z balkonu wreszcie zgorzkniała i wyobcowana Elfriede Jelinek (Janka Woźnicka), od czasu do czasu, spogląda jeszcze na głęboko rozczarowującą rzeczywistość. W ślad za reżyserem zaglądamy rzecz jasna głębiej, do wnętrza domów, rodzin, związków, by sprawdzić, co kryje się pod cienką warstwą społecznych konwencji. Ostatecznie tej brutalnej wiwisekcji poddaje się także i Lupa. Kto wie, czy nie on – narrator uczestniczący bezpośrednio w scenicznej rzeczywistości i dialogujący z postaciami – jest głównym bohaterem wrocławskiego spektaklu.

„Balkony. Pieśni miłosne” z Teatru Polskiego w Podziemiu, to ważne przedstawienie. Także dlatego, że powstało już po kontrowersjach wokół sposobu pracy reżysera, które doprowadziły do odwołania genewskiej premiery „Emigrantów”. I stanowi szczery, krytyczny obrachunek z, tak bliską Lupie, figurą artysty-demiurga.

Scenariusz przedstawienia łączy motywy z „Lata” - autobiograficznej powieści Johna Maxwella Coetzeego, „Domu Bernardy Alby” Lorki oraz wątki z twórczości austriackiej noblistki. Te z pozoru odległe światy ostatecznie składają się w gęstą od znaczeń, wielowarstwową opowieść o rozpaczliwym często pragnieniu miłości, niegasnącym pożądaniu, jakiejś trudnej do uchwycenia tęsknocie – wybrzmiewających w zaczerpniętych z mrocznych, zmysłowych obrazów Goi wątkach malarskich i przewrotnej warstwie muzycznej spektaklu. Niczym refren powraca w nim „Sinnerman” Niny Simone. Ale jest to też przedstawienie o artyście zatracającym się we własnej sztuce, aż do granic szaleństwa, tak jak Adela, najpiękniejsza z córek Bernardy, zatraca się w miłości do Pepa. Artyście, którego świat bezpowrotnie mija i który w przejmującym finale – gdy grana przez Annę Ilczuk postać „wymyka mu się”, upominając o własny głos, o własną perspektywę – z pokorą milknie. „Kiedy umrę, balkon zostawcie otwarty” – ostatnie słowa spektaklu z „Pożegnania” Lorki padają w ciemności, jako przejmujący epilog.

Swoją opowieść tka Lupa powoli, błyskotliwie i z czułością. Są w tym spektaklu sceny efektowne i widowiskowe, jak obłąkańczy monolog Marii Józefy w wykonaniu Piotra Skiby, dowcipne i bezpretensjonalne, jak sekwencja pogrzebu z wizytą płaczek w domu Alby (Halina Rasiakówna), wreszcie brawurowe i poruszające jak scena miłosna Johna i Julii (Marta Zięba). Ale są w nim też drobne gesty, subtelne teatralne znaki, po mistrzowsku odmalowujące losy postaci. Jak dłonie Coetzeego i Julii mijające się na poręczy balkonu, w retrospektywnej scenie, gdy bohaterka wspomina pierwsze spotkanie z pisarzem. Albo krótka, z pozoru błaha rozmowa Johna z Ojcem (Wojciech Ziemiański) o sposobie czytania codziennej gazety i pisarskich tematach, w której na chwile próbują się zbliżyć, zajrzeć do swoich światów, a ostatecznie boleśnie się rozmijają. Tak jak artyści, nawet ci najwięksi, ostatecznie mijają się ze światem – czy może raczej ich światy, emocje i myśli, przestają być zrozumiałe dla innych.

Siłą wrocławskiego spektaklu, prócz bogactwa skojarzeń i tropów interpretacyjnych, są znakomite kreacje aktorskie. Nie sposób oderwać wzroku od psychologicznej rozgrywki Bernardy Alby w wykonaniu Rasiakówny z Poncją– zjadliwą służącą graną przez Michała Opalińskiego. Intryguje skupiony, melancholijny Piotr Skiba jako Lorka oraz przyjaciółka Bernardy Prudencja. Poruszający jest Wojciech Ziemiański w roli coraz głębiej zapadającego się w sobie Ojca pisarza. Ale prawdziwy popis daje w „Balkonach” Andrzej Kłak jako John Maxwell Coetzee, tworząc jedną z najlepszym ról w swojej karierze.

Krystian Lupa, po dziesięciu latach od premiery „Wycinki” wraca do Wrocławia, do „swoich” aktorów i znów pokazuje nam teatr, jakiego nikt inny nie mógłby stworzyć. Gorzki, przenikliwy, intymny. Taki, który zostaje z widzem na długo.

**

Tekst ukazał się w marcowym numerze magazynu Vogue Polska nr 3/2024

Źródło:

Vogue Polska

Nr 3/2024