PUNKTEM kulminacyjnym premiery "Trzy po trzy" stal się niewątpliwie jubileusz 60-lecia pracy aktorskiej Kazimierza Opalińskiego - uroczystość piękna, wzruszająca, pomyślana przy tym przez reżysera jako część integralna widowiska, jako jego finał, przez co nie przypominała owych solennych nabożeństw, do jakich już nas teatry z okazji jubileuszów przyzwyczaiły. Inna rzecz, że ucierpiał na tym w dniu premiery po trosze sam Fredro; dopiero powtórne obejrzenie przedstawienia pozwoliło mi dostrzec tę różnicę między teatralnym świętem - a spektaklem. W pierwszym przypadku publiczność oczekiwała przede wszystkim finału, owych dwóch scen z "Zemsty", w których Opaliński-Dyndalski spotyka się z Olbrychskim - Papkinem i Wichniarzem - Cześnikiem, mniej zaś uwagi poświęcała pozostałym, czterem piątym przedstawienia. Adama Hanuszkiewicza wciąż niepokoją (pozytywnie) sukcesy "Norwida" i "Beniowskiego", nic przeto dziwnego, że pragnie dalej iść tro
Tytuł oryginalny
Spotkanie z Fredrą
Źródło:
Materiał nadesłany
Trybuna Ludu nr 192