- Zaczynamy się o Fredrę spierać, co też i dzisiaj ma miejsce - mówi prof. Dariusz Kosiński, uczestnik rozmowy po czytaniu "Nowego Don Kiszota" Aleksandra Fredry w reżyserii Katarzyny Raduszyńskiej z cyklu "Fredro. Nikt mnie nie zna" w Instytucie Teatralnym im. Zbigniewa Raszewskiego.
Agata Adamiecka-Sitek: Na wyraźne życzenie twórców czytania "Nowego Don Kiszota", bezpośrednio po nim rozpoczynamy rozmowę. Potrzeba rozmowy ujawniła się zaraz na początku tej pracy, bo w zespole zaproszonych do współpracy aktorów z "domu Fredry" - jak kiedyś określono Teatr Polski w Warszawie - pojawiły się od razu ostre kontrowersje wokół koncepcji obsadzenia i odczytania tego tekstu. Jesteśmy temu bardzo radzi, bo jest to bliskie założeniom projektu "FREDRO. NIKT MNIE NIE ZNA", na który składała się konferencja naukowa i realizowany w tym sezonie cykl czytań. Dlaczego w Instytucie Teatralnym zdecydowaliśmy się na coś, co można by nazwać - nawiązując do książki Tadeusza Boya-Żeleńskiego - "obrachunkami Fredrowskimi"? Nie chodziło nam oczywiście, jak w latach 30. Boyowi, o przeciwstawienie się "ponurym swawolom fredrologii", której nadużycia i mielizny demaskował. Nie mogliśmy liczyć na tak wymarzonego adwersarza, jakim dla Boya był profes