Ośmielam się twierdzić, w wbrew wszelkim malkontentom i pesymistom, że wcale nieźle wyglądają w naszej ukochanej ojczyźnie sprawy kultury. No bo proszę pomyśleć: przyjechali do Poznania Byrscy, wystawili w nowy sposób "Wesele" i w środowisku intelektualnym miasta, dotychczas - zdawałoby się - cichego, zawrzało. W prasie i klubach dyskusje, jedni biją brawo, inni się zżymają, a w teatrze podobno komplety. Nawet przeciwnicy poznańskiego "Wesela" i - szerzej: teatru nowego typu - nie mogą nie uznać jednego faktu: oto współczesny teatr zaczyna się stawać teatrem reżysera, scenografa, inscenizatora, a w dalszej konsekwencji teatrem zespołu podporządkowanego twórczej myśli jego kierownika. Dawniej się chodziło do teatru "na aktora", dzisiaj się chodzi "na reżysera". Znaczy to w praktyce, że reżyser i scenograf przestali być wykonawcami cudzego tekstu, lecz stali się twórcami przedstawienia. Dyskusja nad prawem do eksperymentu w teatrze jest bezsensow
Źródło:
Materiał nadesłany
Tygodnik Zachodni, Poznań- Szczecin