Ciocia Konstancja, czyli "Kocia" - była cioteczną siostrą mego Papy. Piękna, młoda, wykształcona, elegancka, roztańczona i rozśpiewana... Podbijała serca pań i panów z towarzystwa swoim nieodpartym wdziękiem. Uwielbiała muzykę, a zwłaszcza utwory Moniuszki - wspomina Mieczysław Popławski Drzewica.
Często grywała je na fortepianie i śpiewała krystalicznie czystym sopranem. A w "Halce", "Hrabinie" czy "Strasznym dworze" była wprost zakochana. W naszych rodzinnych domach na Wołyniu, w Wilnie, we Lwowie i w Warszawie często słyszało się jej głos śpiewający z delikatnym, kresowym akcentem: "Spod igiełek kwiaty rosną, mknie za ściegiem ścieg... Żałuj, żałuj hoża wiosno, że cię tuli śnieg..." etc. I tak przez lat dwadzieścia "piękna Kocia" - królowała na salonach, zarówno jako urokliwa dama, jak i interpretatorka Moniuszkowskich arii i pieśni. Wybuch II wojny przerwał tę sielankę. Ciocia umilkła na całe sześć lat. I zniknęła gdzieś w okupacyjnym zamęcie. A kiedy w 1945 roku ludzie nareszcie przestali się masowo zabijać w Europie, Ojciec mój wrócił z wojny do swojej ukochanej Warszawy. Bo myślał, że ma do czego wracać. Ale miasta nie było! Gdziekolwiek poszedł, wszędzie otaczało go morze ruin i wszechobecny zapach rozkładu i spale