"Choroba młodości" - młodzieńcza sztuka Ferdinanda Brucknera traktuje o zagubieniu ludzi w świecie zdestabilizowanym przez wojnę, a więc o tym samym, co prześmiewczy "Korowód" Arthura Schnitzlera. Skłania jednak do refleksji wykraczających poza fenomen rozbuchanej erotyki. W dialogach "Choroby" słychać dyskretny szelest papieru, ale bardziej kancelaryjnego niż gazetowego. Ta odrobina pretensjonalności dodaje tylko wdzięku kwestiom wypowiadanym przez bohaterów i można mimo wszystko uwierzyć w rozterki, które miotają młodymi lekarkami i ich partnerami. Nawet się tak bardzo nie dziwimy, że alternatywą dla "zmieszczanienia" pozostaje tylko młoda śmierć. O ileż jest ona bardziej elegancka niż to, co znajdujemy dziś w informacjach policyjnych. Jak wyjawiła reżyserka w jednym z wywiadów, do sięgnięcia po "Chorobę młodości" skłoniła ją chęć zmierzenia się z trudnym tekstem oraz przywrócenia teatrowi zapomnianego autora. Z próby tej - trzeba to p
Tytuł oryginalny
Splin i medycyna
Źródło:
Materiał nadesłany
Głos Wielkopolski