"Czego nie widać" w reż. Adama Orzechowskiego w Teatrze Polskim w Bydgoszczy. Recenzja Janusza Milanowskiego w Gazecie Wyborczej-Bydgoszcz.
Czym zmierzyć poziom farsy? Najlepiej natężeniem śmiechu publiczności. W przypadku " Czego nie widać" ów pomiar wypada średnio. W myśl tego kryterium na scenie bydgoskiej wciąż niedościgłą pozostaje farsa Raya Cooneya "Wszystko w rodzinie", wystawiona jeszcze za poprzedniej dyrekcji. Do dziś pamiętam świetny duet Wojciech Kalwat i nieodżałowany, nieżyjący już Roman Gramziński, grający popapranych lekarzy. Scena, w której obydwaj panowie musieli wystąpić w przebraniach pielęgniarek, doprowadziła publiczność do śmiechu, leź i wiary, że absurd na scenie nigdy się nie skończy. Dotychczas żaden inny spektakl takiej erupcji w Bydgoszczy nie wywołał, co nie znaczy, że śmiesznie już nigdy potem nie było, bo - owszem, owszem - było. Takoż i w przypadku "Czego nie widać" Michaela Frayna w reżyserii Adama Orzechowskiego. Jest tu niby wszystko, bez czego farsa nie może się obejść: spirala pomyłek, logika absurdu, bieganina w samych gaciach, nad