"Naprzód krytyk powinien ogarnąć myśl dzieła i jeśli jej nie pojmuje niechaj się do krytyki nie bierze. Albowiem można tylko sądzić o tym co się stało niejako gościem mózgu naszego" (Zygmunt Krasiński). W tym miejscu należałoby więc odłożyć pióro. Inscenizacja Grzegorzewskiego zbyt wiele budzi bowiem interpretacyjnych wątpliwości, co więcej wątpliwości, które ryzykownie byłoby złożyć wyłącznie na karb reżyserskich niekonsekwencji. Sugestywność teatralnych obrazów, na jakie przełożono łódzkiego "Irydiona", każe wierzyć w "głębsze znaczenie" wizji scenografa, który był też adaptatorem tekstu. Wybór stylistyki, zrywającej z całą dotychczasową tradycją sceniczną, pozwala domyślać się także nowych propozycji intelektualnych. A przecież koncepcja generalna pozostaje niejasna. Z winy inscenizatora czy skutkiem niedostatku wyobraźni widza? Scena jest prawie pusta. Duża i jasna. Przyprószona niby mąką podłoga, białe kulisy i
Tytuł oryginalny
Spektakl "nierozwiązanych antynomii"
Źródło:
Materiał nadesłany
Teatr Nr 5