Czar kameralnej sceny, znakomicie zagrana pierwszoplanowa postać i równie udany pomysł połączenia teatru z kinem - to wszystko sprawia, że "Teorban", nowy spektakl w kieleckim teatrze, jest skazany na sukces.
W tym przypadku nie można jednak stwierdzić, że taki sukces był do przewidzenia. Sztuka po raz pierwszy pokazana została rok temu w warszawskim teatrze Scena i wcale nie okazała się hitem. Podkreślano tylko dobrą grę Pauliny Holtz, która grała główną bohaterkę. Moim zdaniem kielecka wersja "Teorbanu" ma więcej zalet. Oczywiście, trzeba zacząć od Justyny Sieniawskiej [na zdjęciu]. Gra główną postać - Jeanne, młodą Francuzkę zatrzaśniętej w swoim nowojorskim mieszkaniu 11 września 2001 r. Tego dnia miała mieć arcyważne przesłuchanie z gry na teorbanie, które mogło zaważyć na całej jej karierze muzycznej. Kiedy się zorientowała, że jest w pułapce, zaczęła dzwonić do rodziny, znajomych, ale los sprawił, że albo byli bardzo daleko, albo przebywali właśnie w feralnych wieżach World Trade Center. Pierwsza część "Teorbanu" to tak naprawdę spektakl jednej aktorki - Justyny Sieniawskiej. Oglądanie bohaterki tryskającej ironiczn