"Madame Bovary" w reż. Radosława Rychcika w Teatrze Dramatycznym im. Gustawa Holoubka w Warszawie. Pisze Maryla Zielińska w Didaskaliach - Gazecie Teatralnej.
Łatwo ośmieszyć ten spektakl - i tak po części się stało w pierwszych nielicznych reakcjach prasowych. Temu przedsięwzięciu jednocześnie należy się tyleż zdrowy śmiech, co i obrona. Pierwsze wrażenie jak najlepsze. W ciemności narasta obsesyjny motyw muzyczny, jakby ton walki, który będzie potem powracał w przedstawieniu. Zapalające się światło odsłania ogromną, niemal pustą przestrzeń, z rozstawionymi nieruchomymi aktorami. Monumentalna statyczność robi wrażenie nie sama przez się, ale przez zachowanie drobnej postaci, która w dziwnych konwulsjach, na granicy samoagresji, złorzeczy w tę trupią próżnię. Szczuplutka aktorka obciągnięta szarą sukienką-rękawem, z przyklejonymi do głowy włosami, rozszarpuje na sobie rajstopy. Jej sylwetka kojarzy się z kobietą z obrazu Salvadora Dali "Płonąca żyrafa". Natalia Kalita w obsadzie jest Heloizą Dubuc, ale na monolog, który wygłasza, składają się także intencje pierwszej żony i matk