Wiśniowy sad w sztuce Czechowa zostaje sprzedany. Głuche uderzenia siekiery znaczą jego smutny koniec. W czasie sobotniej premiery tytułowy, symboliczny sad spotkał zupełnie inny los. Wiśniowy sad na deskach kaliskiego teatru spalił się ze wstydu. Publiczność trawił żywioł nudy i zażenowania.
O wielkości Czechowa napisano tomy. O harmonii jego sztuk, subtelności, sztuce oddawania odcieni samotności, nadawania i odkrywania znaczeń najprostszych aktów naszej egzystencji. Pozornie nic nadzwyczajnego: wolno, z mozołem toczące się życie w majątku zubożałego ziemiaństwa, gdzieś w odległej guberni Rosji. Problemy finansowe, życie na koszt dawnej świetności, niefortunnie ulokowane uczucia i pieniądze. Tyle w tkance zewnętrznej. Czechow wygrywa jednak w swoich dramatach o wiele, więcej. W "Wiśniowym sadzie", sztuce o wyjątkowym wyciszeniu i kondensacji znaczeń ta podskórna warstwa jest szczególnie trudna do zagrania. To zadanie, niestety, przerosło kaliskich aktorów. Zamiast nie spiesznie u Czechowa przemijającego czasu, czas w teatrze po prostu się dłużył, zamiast samotności postaci, oglądaliśmy "galerię" deklamujących aktorów. Magię pomylono z kuglarskimi sztuczkami Szarlotty, bal wygrzebany z łyżeczki wspomnień z bezwolnym tańcem kuk