"Joanna d'Arc na stosie" Arthura Honeggera w reż. Moniki Strzępki w Operze Krakowskiej w Krakowie. Pisze Maciej Stroiński w Przekroju.
Jutro Wigilia, czyli pojutrze Boże Narodzenie, a ja mam tu opowiadać o Joannie d'Arc w operze. W operze zresztą to jeszcze pół biedy, najgorzej w realu, gdzie szczerze mówiąc, to ją wzięli i spalili. Ale nie ma tego złego: spalili, a owszem, nie mówię, że nie, jednak chociaż tyle, że niesprawiedliwie. Nie powinni byli, w końcu się kapnęli, Kościół przyznał się do wtopy i wyświęcił bohaterkę. Spalić na stosie - o Boże, o Boże, każdemu się zdarzy, chodzi tylko o to, by nie iść w zaparte, dać kiedyś zwyciężyć prawdzie. Bóg widzi, Bóg sądzi, nawet jeśli się nie spieszy. Dał upiec Joannę i dał ją kanonizować, więc wyszło na zero. Zastanawiające: gdy giniesz za wiarę, ale z rąk Kościoła, to czy jesteś męczennikiem? Taka sytuacja. Historia Joanny ma wymiar motywacyjny: nie trzeba się zrażać, najwyżej cię spalą żywcem lub na trzy zdrowaśki wpakują do mikrofali, ale to dla twego dobra, nie doznasz uszczerbku na swym życiu wi