Para wariatów ubrdała sobie, że są gruszkami. Powędrowali do parku, uczepili się gałęzi i wiszą. Wreszcie jeden pyta drugiego:dojrzałeś? Dojrzałem - odpowiada tamten. No to spadamy! - decyduje pierwszy i obydwaj lecą na ziemię. Tego typu dykteryjki należały do popularnej w międzywojniu kategorii kawałów o wariatach. Dziś, mimo powszechnego zdziczenia obyczajów, wydają się płaskie i niesmaczne. Coś z klimatu owych wariackich dowcipów zagnieździło się w inscenizacji "Wariata i Zakonnicy", przywiezionej gościnnie z Krakowa do Teatru Studio. Z tym zastrzeżeniem, że przedmiotem kpin są nie umysłowo chorzy, lecz "szurnięty" teatr. Przed ćwierć wiekiem wykpiwanie awangardy można by było uważać od biedy za przejaw niezależności sądu, samodzielności intelektualnej, ba... środowiskowej odwagi. Wówczas bowiem należało do dobrego tonu zachwycanie się wszystkim co nowe, importowane (wprawdzie ze znacznym opóźnieniem) z Zachodu, a zwłaszcza z Pa
Tytuł oryginalny
Spadamy!
Źródło:
Materiał nadesłany
Nowy Świat nr 207