W znakomitym dokumencie Janusz Głowacki oprowadza po ważnych dla siebie miejscach w Ameryce i opowiada o pisarskim warsztacie. Autorzy filmu - Robert Leśniewski i Rafał Mierzejewski - podążają śladem pisarza po Nowym Jorku. Głowacki wspomina, że po raz pierwszy znalazł się tam jako stypendysta - pisze Bartosz Marzec w Rzeczpospolitej.
Mówi, że jest ironistą. - Taki charakter - wyjaśnia. - A Grecy uważają, że charakter to przeznaczenie. Pisarz, który twierdzi, że nie ma nic śmieszniejszego niż tragedia i że tylko komedia pozwala przekazać prawdę o rozpaczy, wyjawia tajemnice powstania najsłynniejszych dzieł. Zgadza się ze słowami Babla, że żaden sztylet nie wchodzi tak głęboko w ciało jak dobrze postawiona kropka. Pierwszą recenzentką jego opowiadań była matka - Helena Głowacka, ceniona redaktorka wydawnictwa Czytelnik. Autor "Wirówki nonsensu" wyjaśnia, że bardzo lubi dyktować swoje teksty, bo przypomina to formę próby w teatrze. Dyktował także matce, która czasem odmawiała współpracy. - Mówiła: "Bardzo cię Janku przepraszam, ale tego nie napiszę" - uśmiecha się Głowacki. - Wtedy błagałem: "Mamo, ale ja cię tak proszę". Pozostawała nieugięta. Autorzy filmu - Robert Leśniewski i Rafał Mierzejewski - podążają śladem pisarza po Nowym Jorku. Głow