Całe nasze życie - indywidualne i zbiorowe - już od dawna tkwi w kleszczach konsumpcjonizmu i kiczu. Nie ma sztuki, jest rynek sztuki. Sztuki się nie uprawia, sztukę się sprzedaje. Sztuka musi ewaluować i przynosić wymierne korzyści - pisze Tomasz Rodowicz z Teatru Chorea.
Sytuacja młodego teatru, performerów i tancerzy jest dramatyczna. Są degradowani do skrajnie amatorskich (w złym znaczeniu tego słowa) działań, ale nie z powodu braku kwalifikacji czy talentu, ale z powodu warunków, w których muszą tworzyć. Nie stać ich na wynajem sal (więc pracują po domach), na zrobienie porządnej scenografii (więc chodzą po złomowiskach i śmietnikach), nie mówiąc już o nagłośnieniu i światłach, które są redukowane do żenującego minimum. A już w ogóle nie mówiąc o jakimś minimalnym wynagrodzeniu. Jeśli dostaną jakąś pieniężną nagrodę, to pakują w sprzęt, lub w nowy spektakl, prawie nigdy nie biorąc jej dla siebie. Najłatwiej powiedzieć - to niech robią coś innego, na przykład: idą na pocztę, albo pojadą sobie na zmywak do Zjednoczonego K. Właśnie moja bliska znajoma jedzie do Hiszpanii, zostawiając tu dwójkę dzieci, żeby przez trzy miesiące zarobić na nowy spektakl, który nie wiadomo dlaczego chce robić