"Ciemność widzę" - zakrzyknąłby zapewne Maks z "Seksmisji", gdyby przyszło mu obejrzeć "Norę" Henryka Ibsena w Teatrze Narodowym. W wyreżyserowanym przez siebie spektaklu Agnieszka Olsten korzysta wyłącznie z pomysłów będących ostatnim krzykiem mody w nowoczesnych inscenizacjach. Wiadomo: jeśli sztuka ma być głęboka, scena musi być niedoświetlona, tak by sylwetki aktorów tonęły w mroku. Dobrze jest też umieścić część akcji poza polem widzenia publiczności i kazać odtwórcom głównych ról mamrotać coś pod nosem, dodatkowo zagłuszając ich kwestie sączącą się z głośników transową muzyką. Olsten poprzebierała bohaterów w dziwaczne stroje, a ich autentyzm psychologiczny sprowadziła do poziomu postaci z serialu "Klan". W efekcie Nora jest równie nieskomplikowana co Agnieszka Lubicz. Młoda pani reżyser niewiele wie o Ibsenie. Ważkie pytania z jego sztuki sprowadza do kwestii: założyć błyszczący kostium kosmonauty czy pióropusz dzie
Tytuł oryginalny
Sorry, Winnetou
Źródło:
Materiał nadesłany
OZON nr 19