- Dla mnie nowoczesny patriotyzm polega na tym, że się nie migam od normalnych obowiązków. Płacę abonament, chodzę na wybory, poczytuję gazety. Nie kombinuję, jak uniknąć podatków. Uczciwie partycypuję, żeby tu było fajnie. Duża część mojego pokolenia tak myśli i działa. Jazda na gapę jest passé - z Marią Peszek rozmawia Jacek Żakowski w Polityce.
Jacek Żakowski: - "Jezus Maria Peszek" to płyta czy spowiedź? Maria Peszek: - Potrzeba. Konieczność wyrzucenia z siebie tego, co się zebrało w kompoście mojej głowy. Musiałam to zrobić. Ale spowiedź to chyba nie jest. - Zwariowała pani? - Przez chwilę. Jak słucham tej płyty, to skóra mi cierpnie. Co to było? - Załamanie nerwowe. "...dzwoń po pogotowie..." - Wyglądało dość groźnie. A potem się okazało doświadczeniem granicznym. - Ta płyta jest jak transmisja z domu wariatów. - Dla mnie jest ważne, żeby jasno powiedzieć: tak wyglądał rok mojego życia. Przez rok wszystko było bólem i chaosem. Chciałam umrzeć. I żyję... - Ukochany nie pozwolił mi umrzeć. Niewielu ludzi dostaje takie wsparcie. Chciałam im powiedzieć, że każdy może się w takim piekle znaleźć i że można z niego wrócić. Pani pisała te piosenki w piekle? - Tam myślałam, że nigdy już nic nie napiszę. Czułam się, jakby ktoś mi wyjął wtyczkę z kontaktu. Depre