Przygotowany na lato 2006 repertuar Teatru Atelier do złudzenia przypomina tort. Składa się z kilku smakowicie zapowiadających się warstw. Można go podzielić na kilka części, a konsumpcja każdej, na dodatek, zupełnie inaczej smakuje.
Zacznijmy od warstwy, której nie ma. Otóż nie ma dolnej warstwy dramatycznej. Nie będzie straszył naszych dzieci (ani nas) Beckett lub ktoś w tym typie. Cóż tu dużo mówić: ta warstwa, choć chwalona przez krytyków, balansowała na granicy zakalca. Ale nie z tego powodu została usunięta. Była zbyt kosztowna, zwłaszcza w wydaniu premierowym. Na nieobecność warstwy dramatycznej mogła też mieć wpływ obsada stanowiska dyrektora tegorocznego lata: został nim oficjalnie Jerzy Satanowski [na zdjęciu]. A ten obsesyjnie gustuje w widowiskach muzycznych. Średnią warstwę tworzy, jak mówi dyr. Satanowski, bezpośrednie, bardzo dobre zaplecze artystów sceny muzycznej; ci (te), którzy (które) nie ustępują gwiazdom poziomem artystycznym, choć ustępują popularnością. Pomiędzy tę warstwę a warstwę najwyższą - gwiazdorską, dyrektor wkłada konfitury z najmłodszych gwiazdeczek, których zresztą będzie można posmakować także osobno. Wreszcie warstwa górn