- Mam ogromne poczucie spełnienia. Aktorstwo daje mi siłę i pozwala na rozwiązywanie łamigłówek, które nosi w sobie człowiek. Nie jestem mędrcem, mam jeszcze coś do odkrycia, i to jest wspaniałe - mówi Jan Peszek w rozmowie z Hanną Halek z Gazety Wyborczej - Wysokich Obcasów.
Panie Janie, czy pan przeklina? - Nie bardzo. Pamiętam egzamin do szkoły aktorskiej, kiedy to szybko wyszło na jaw, że jestem z tzw. dobrego domu, i w pewnej chwili dziekan kazał mi kląć najgorzej, jak tylko potrafię. Zacząłem krzyczeć, bo wydawało mi się, że wrzask musi mieć jakiś związek z przekleństwem, a ono brzmiało: "Nie dam sobie w kaszę dmuchać" (śmiech). Zresztą, zdaje się, że chyba w ogóle wszystko przekręciłem i powiedziałem: " w ucho dmuchać". W każdym przypadku jednak komisja egzaminacyjna miała prawo pokładać się ze śmiechu. Dziś przeklinam w samochodzie, to doskonały stymulator. Jeżdżę szybko, aktywnie i nie mogę pojąć, dlaczego na światłach przejeżdżają tylko trzy samochody. Nie znoszę ślamazarstwa. Wtedy wyrzucam z siebie to, co myślę na temat otoczenia. Przeklinam także, gdy przekraczam pewien próg pracy ze studentami i bardzo emocjonalnie wchodzę w chęć przekazania uwag - wtedy przestaję się patyczkować. Po