Z odwagą podtyka lustro codziennej brzydocie,
brutalności i beznadziei. "Rodzina wampira" to sztuka
przeciwko wygodnemu zamykaniu oczu na rzeczywistość.
Teatr zwykle ucieka od portretowania rzeczywistości, wybierając prawdy uniwersalne i pewne dramaturgicznie. A jeśli zabiera się już za opisywanie takich spraw jak patologia społeczna, narkomania i alkoholizm, najczęściej robi to "po szkolnemu": z natrętnym dydaktyzmem i sztucznością sytuacji. I dlatego też nie trafia do młodych widzów wyczulonych na wszelkie "zgredziarskie" sztuczki wychowawcze. Z "Rodziną wampira", wyreżyserowaną przez Edwarda Żentarę, jest inaczej. Sztuka nie opowiada bajek "ku przestrodze" i nie daje żadnej nadziei na przyszłość. Jej siła tkwi w brutalnym unaocznieniu wstydliwych prawd skrywanych w czterech ścianach. A wszystko po to, by widzem potrząsnąć, wzbudzić emocje. Spektakl opowiada o rodzinie narkomana. Sam bohater pojawia się tylko na chwilę, w finale, ale od początku do końca czuje się obecność jego nieuleczalnej choroby. To właśnie ona sprawia, że ojciec i matka są jakby pogrążonymi w letargu półtrupami. Matk