„Sokrates” Joanny Szczepkowskiej w reż. autorki w Teatrze na Dole w Warszawie. Pisze Rafał Turowski na stronie rafalturow.ski.
Mamy oto pracownię artystki, która otrzymała zlecenie na wykonanie rzeźby Sokratesa, kamień już stoi, nic - tylko rzeźbić. Nagle – ni stąd, ni zowąd – pojawia się w pracowni mężczyzna, najpierw proszący o szklankę wody, później - dość bezczelnie – o możliwość skorzystania z prysznica. Kim jest tak naprawdę, i - dlaczego jednak rzeźbiarka jednak nie zdecyduje się zadzwonić po pomoc w wyproszeniu intruza?
Chociaż nasza bohaterka i jej gość rozmawiają o najrozmaitszych sprawach, Sokrates jest spektaklem przede wszystkim o uczciwości, głównie - wobec siebie. O tym, dlaczego Sokrates zdecydował się wypić truciznę, choć wcale nie musiał, a jednak chciał, w imię - Prawa.
O - słowach i o najprostszych pytaniach, które na które nie ma prostych odpowiedzi, lub nie ma ich w ogóle, co jest o tyle nieznośne, że niekiedy wydaje się, że lepiej wcale tych pytań nie zadawać. I gość naszej rzeźbiarki, ten współczesny Sokrates, wydaje się doskonale o tym wiedzieć, a jednak – zadaje je. W imię logiki, prawdy, jasności… Jego rozmówczyni co chwilę wydaje się wpędzona w kozi róg. My też. Żachnąłem się więc raz czy drugi, że to tylko sofistyka. Czy aby na pewno?
Znakomite kreacje Joanny Szczepkowskiej i Jana Jurkowskiego w mądrym, zaskakującym, bardzo kameralnym przedstawieniu o życiu, i – o całej reszcie.