Skype jako narzędzie komunikacji w czasie rzeczywistym, wydaje się być idealnym rozwiązaniem dla teatru. Rzeczywista obecność aktora nie jest już konieczna i nie stanowi dowodu na wyższość teatru nad multimediami - pisze Małgorzata Ćwikła w Dwutygdniku Stronie Kultury.
Wprowadzenie na początku XX wieku do teatru nowych mediów przez takich twórców jak Wsiewołod Meyerhold, Erwin Piscator, Walter Gropius spowodowało stopniowy spadek znaczenia bezpośredniego kontaktu między widzem i aktorem. W ostatnich latach, z uwagi na zmiany zwyczajów komunikacyjnych i społecznych, już nic nie mogło zatrzymać dominacji mediów w różnych przekazach teatralnych. Oczywiście nadal realizowane są spektakle, których założeniem jest wspólne przebywanie w sensie dosłownym, ale również do nich wkraczają nowoczesne rozwiązania technologiczne. Coraz rzadziej spotykana jest pierwotna - pozbawiona gadżetów - forma teatru, odnosząca się do antropologicznego ujęcia sztuk performatywnych. W takim rozumieniu trudno sobie wyobrazić brak performera albo widza w konkretnym działaniu artystycznym. Podobnie pierwsze próby teoretycznego ujęcia zjawisk teatralnych zakładały konieczność współobecności widzów i aktorów. Inicjator badań teatrologi