Młoda, utalentowana warszawska reżyserka Agnieszka Glińska miała szansę zadomowić się na stałe w świadomości krakowskiego widza. Do dziś wszyscy podziwiają udane, debiutanckie "Niebo--Piekło" Prospera Merimee, pokazywane na Małej Scenie Starego Teatru. Najnowsze przedstawienie, inscenizacja "Kramu Karoliny" Michela de Ghelderode'a, przynosi jednak smutne rozczarowanie. Glińska postanowiła tym razem pokazać inną stronę ludzkiego życia i odmienny typ teatru - jarmarczną budę, w której nie dość że nie ma miejsca na religijne rozważania ani światopoglądową prowokację, to, zważywszy pretensjonalność tekstu Ghelderode'a, nie istnieje nawet szansa na ciekawe przeżycie teatralne. Bohater przedstawienia, Boraks (dobra rola Andrzeja Grabowskiego), nie kocha już swoich manekinów, gdyż nie przynoszą zysków. Chce je wystrzelać, ale jako człowiek sentymentalny postanawia się najpierw upić. Nie wie, że ożywione manekiny szyk
Tytuł oryginalny
Smutny kram Glińskiej
Źródło:
Materiał nadesłany
Czas Krakowski nr 49