EN

7.10.2005 Wersja do druku

Smutny happy end

"Happy End" w reż. Tadeusza Bradeckiego w Teatrze Narodowym w Warszawie. Pisze Bojan Stanisławski w Trybunie.

Polska - za sprawą swej siermiężnej rzeczywistości politycznej i społecznej - jest krajem wyjątkowo smutnym. Czasem jednak przygnębienie powodowane codziennością ustępuje miejsca krzepiącemu ducha zadziwieniu. Zdarzają się bowiem nawet tu rzeczy wyjątkowe. Do nich należy wystawienie przez warszawski Teatr Narodowy sztuki Bertolta Brechta z 1929 roku pt. "Happy End" [na zdjęciu scena z przedstawienia]. Rychło w czas - można by rzec. Atmosfera w kraju jest bowiem dodatkowo zepsuta przez kampanię wyborczą. Efektem jej jest kolejna fala ciężkostrawnej ideologicznej ofensywy prawicy, której prawdziwą twarz - jakże dobitnie -krytykował onegdaj Brecht. Między innymi dlatego jego polityczno-społeczny przekaz z początku zeszłego wieku nie tylko nie stracą na aktualności, ale po wielokroć na niej zyskał. Akcja sztuki rozgrywa się w 1919 r. w Chicago. Jak każde wielkie amerykańskie miasto - było ono owiane sławą mafii i gangsterów. Czołowym bohaterem je

Zaloguj się i czytaj dalej za darmo

Zalogowani użytkownicy mają nieograniczony dostęp do wszystkich artykułów na e-teatrze.

Nie masz jeszcze konta? Zarejestruj się.

Tytuł oryginalny

Smutny happy end

Źródło:

Materiał nadesłany

Trybuna nr 235

Autor:

Bojan Stanisławski

Data:

07.10.2005

Realizacje repertuarowe